Jeśli ktoś tu jeszcze wgl wchodzi to pewnie zauważyliście, że nie ma rozdziałów :c Nie mam pomysłów na to opowiadanie :c Na razie zawieszam i nie wiem czy wrócę. Pamiętajcie, że i tak Was kocham :*
niedziela, 15 czerwca 2014
wtorek, 6 maja 2014
Rozdział 13
______________________________________________________
(LUCY)
Powoli otworzyłam oczy. Trzeba było zobaczyć moją minę kiedy ujrzałam Zayna pochylającego się nad łóżeczkiem Am.
-Awwww. Mój bad boy jest taki uroczy! - gruchałam. Odwrócił się w moją stronę.
-O! Wstała dumna mamusia! - on też zaczął mi gruchać. - Mam nadzieję, że będziesz miała ANIELSKĄ cierpliwość do tego maleństwa. - A więc schodzimy na ten temat?
-Oczywiście! Mam nadzieję, że ty również. Oczekuję od ciebie, że będziesz dla niego jak ANIOŁ STRÓŻ.
-Dobra koniec, skarbie. Bo padnę ze śmiechu. - chichrał się.
-Okej. Patrz. Śpi jak mały ANIOŁEK.
-Dobra serio koniec.
Usiadłam na łóżku. Do sali weszła pielęgniarka. Wyjęła Am z łóżeczka i podała mi.
-Powinna ją pani nakarmić. - uśmiechnęła się ciepło. Odebrałam od niej córeczkę i zgodnie z instrukcjami pielęgniarki nakarmiłam.
***
Otworzyłam oczy. Siedziałam na łóżku a obok mnie leżał Zaza. To był tylko sen. Nie byłam w ciąży nie mam dzieci. Tylko jebany sen. Przesiedziałam tak jeszcze 10 minut i wstałam, zostawiając mojego ukochanego w łóżku. Ubrałam się i poszłam do kuchni. Postanowiłam zrobić naleśniki. Wyjęłam potrzebne składniki, zrobiłam ciasto i chciałam zacząć smażyć ale silne ręce na moich biodrach powstrzymały mnie. Zayn obrócił mnie w swoją stronę i wpił się w moje wargi.
-Strasznie się wierciłaś w nocy, skarbie. - wyszeptał mi do ucha, przygryzając jego płatek.
-Miałam dziwny sen. Bardzo realistyczny. Za bardzo. - powiedziałam i wzięłam się wreszcie za smażenie.
-Opowiesz? - zrobiłam jak prosił. Kiedy skończyłam spojrzał na mnie i objął. - Serio? Jestem aż tak słaby w łóżku, że śnią ci się Hazz i Lou uprawiający seks?
-Bardzo zabawne, Malik. - walnęłam go w ramię.
-Ałć. - złapał się za ramię, udając ból. - A tak serio, to nie martw się. To był tylko sen. - mogę przysiąc, że w myślach dodał "Na razie" ale ja nie wnikam.
Zjedliśmy i uznaliśmy, że trzeba spotkać się z resztą chłopców. W trakcie kiedy Zayn do nich dzwonił ja ogarnęłam w salonie. Nie lubię sprzątać ale jednak od czasu do czasu wypada to zrobić.
-Lu,chłopaki będą za jakieś pół godziny. - podszedł do mnie i objął w talii. - Masz może pomysł co będziemy robić przez ten czas? - wymruczał mi do ucha.
-Może... - powiedziałam obracając się w jego stronę. Wpił się w moje wargi i przyparł do ściany. Znieruchomiałam. Wizja wczorajszego wieczoru powróciła nagle i z wielką siłą. - Z...Zayn... Ja nie... - odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie. W myślach właśnie się beształ.
-Przepraszam. Lucy ja nie chciałem. Błagam. Nie bój się. To tylko ja. - przytulił mnie czule. Czemu nie mogę żyć normalnie? Zjebałam.
-Zayn, jest dobrze. Po prostu przypomniało mi się wczoraj. Przepraszam.
-To ja powinienem cię przepraszać. To ja zostawiłem cię samą. - staliśmy tak w niezręcznej ciszy. Wreszcie przerwał ją dzwonek do drzwi. Zayn poszedł otworzyć. Po chwili do salonu wbiegli rozbawieni chłopcy.
-Jak się czujesz? - spytał Liam.
-Może być. - uśmiechnął się do mnie.
-Będzie dobrze.
Poszliśmy do reszty. Chłopakom lekko odwalało ale kiedy weszłam wszyscy zamilkli. Spojrzałam na Justina.
-Przepraszam, shawty. To moja wina. - powiedział i spuścił wzrok.
-Przestańcie już! Stało się. Nic nie poradzimy. Zapomnijmy od tym i po sprawie.
-Strasznie się wierciłaś w nocy, skarbie. - wyszeptał mi do ucha, przygryzając jego płatek.
-Miałam dziwny sen. Bardzo realistyczny. Za bardzo. - powiedziałam i wzięłam się wreszcie za smażenie.
-Opowiesz? - zrobiłam jak prosił. Kiedy skończyłam spojrzał na mnie i objął. - Serio? Jestem aż tak słaby w łóżku, że śnią ci się Hazz i Lou uprawiający seks?
-Bardzo zabawne, Malik. - walnęłam go w ramię.
-Ałć. - złapał się za ramię, udając ból. - A tak serio, to nie martw się. To był tylko sen. - mogę przysiąc, że w myślach dodał "Na razie" ale ja nie wnikam.
Zjedliśmy i uznaliśmy, że trzeba spotkać się z resztą chłopców. W trakcie kiedy Zayn do nich dzwonił ja ogarnęłam w salonie. Nie lubię sprzątać ale jednak od czasu do czasu wypada to zrobić.
-Lu,chłopaki będą za jakieś pół godziny. - podszedł do mnie i objął w talii. - Masz może pomysł co będziemy robić przez ten czas? - wymruczał mi do ucha.
-Może... - powiedziałam obracając się w jego stronę. Wpił się w moje wargi i przyparł do ściany. Znieruchomiałam. Wizja wczorajszego wieczoru powróciła nagle i z wielką siłą. - Z...Zayn... Ja nie... - odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie. W myślach właśnie się beształ.
-Przepraszam. Lucy ja nie chciałem. Błagam. Nie bój się. To tylko ja. - przytulił mnie czule. Czemu nie mogę żyć normalnie? Zjebałam.
-Zayn, jest dobrze. Po prostu przypomniało mi się wczoraj. Przepraszam.
-To ja powinienem cię przepraszać. To ja zostawiłem cię samą. - staliśmy tak w niezręcznej ciszy. Wreszcie przerwał ją dzwonek do drzwi. Zayn poszedł otworzyć. Po chwili do salonu wbiegli rozbawieni chłopcy.
-Jak się czujesz? - spytał Liam.
-Może być. - uśmiechnął się do mnie.
-Będzie dobrze.
Poszliśmy do reszty. Chłopakom lekko odwalało ale kiedy weszłam wszyscy zamilkli. Spojrzałam na Justina.
-Przepraszam, shawty. To moja wina. - powiedział i spuścił wzrok.
-Przestańcie już! Stało się. Nic nie poradzimy. Zapomnijmy od tym i po sprawie.
***
Po jakiejś godzinie chłopcy i Zayn zaczęli się zbierać, bo zbliżała się godzina w której najwięcej licealistów kończy zajęcia. Musieli tam być, żeby sprzedawać dragi... Ugh... No dobra, zarabiają tak ale to mnie wkurwia.
Usiadłam na łóżku i zaczęłam, po raz kolejny tego dnia, bić się z myślami. Muszę o tym zapomnieć... Nie chcę być ciężarem dla Zayna...
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam je. Sama nie wierzyłam w to kogo zobaczyłam...
Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam je. Sama nie wierzyłam w to kogo zobaczyłam...
____________________________________________________________
Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam... Ale wiecie.... Brak weny i te sprawy XD
Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam... Ale wiecie.... Brak weny i te sprawy XD
czwartek, 13 marca 2014
Rozdział 12
-Przysięgam. - Kiedy to powiedział przytuliłam się do niego. Objął mnie i pocałował. - Przysięgam kochać ciebie i naszą córkę do śmierci, Lu.
Podniósł mnie na ręce i zaniósł do kuchni. Posadził mnie na blacie.
-Jeszcze raz cię przepraszam.
-Nie przepraszaj mnie. Przeproś ją. - wskazałam na brzuch.
-Przepraszam, Amy.
-Amy?
-Tak wymyśliłem. Ładne imię?
-Śliczne. - Zayn położył rękę na moim brzuchu. Jego reakcja była identyczna jak Harrego.
-Lucy... Ona...
-Pokazuje ci coś?
-Tak... Dwie dziewczynki niemowlaki. Jedna bardzo niewyraźna.
-Darcy... - wymsknęło mi się.
-Darcy?
-Amy mi to tak jakby "powiedziała".
-Przepraszam was wszystkie trzy. - Pocałował mój brzuch.
Podniósł mnie na ręce i zaniósł do kuchni. Posadził mnie na blacie.
-Jeszcze raz cię przepraszam.
-Nie przepraszaj mnie. Przeproś ją. - wskazałam na brzuch.
-Przepraszam, Amy.
-Amy?
-Tak wymyśliłem. Ładne imię?
-Śliczne. - Zayn położył rękę na moim brzuchu. Jego reakcja była identyczna jak Harrego.
-Lucy... Ona...
-Pokazuje ci coś?
-Tak... Dwie dziewczynki niemowlaki. Jedna bardzo niewyraźna.
-Darcy... - wymsknęło mi się.
-Darcy?
-Amy mi to tak jakby "powiedziała".
-Przepraszam was wszystkie trzy. - Pocałował mój brzuch.
*3 miesiące później*
Obudził mnie nagły, bolesny skurcz. Krzyknęłam mimowolnie. Zayn zerwał się z łóżka.
-Co jest? - spytał zamulony.
-Nic nic. Tylko kurwa rodzę. Idź sobie dalej spać.
-Harry! Chodź tu kurwa! - wydarł się.
-Co jest?
-Dzwoń po pogotowie! Lu rodzi!
-Aha. Wait a second. Lu rodzi?!
-Nie kurwa. Śpiewa wiesz?
-Dobra już dzwonię.
***
-Widzę główkę! - krzyknął lekarz. - Jeszcze chwilę. Dasz radę Lucy! - Zayn siedział obok mnie i trzymał moją rękę. Wróć. Ja odcinałam dopływ krwi do jego dłoni. Z kolejnym skurczem znów zaczęłam przeć.
-Dobrze. Jeszcze raz. - Wykonałam polecenie lekarza.
-Chcesz przeciąć pępowinę, Zayn? - zwrócił się do Zazy. Ten tylko skinął głową i podszedł do lekarza trzymającego Amy. Chyba nigdy ręce mu się tak nie trzęsły. Przeciął pępowinę po czym lekarz podał Am pielęgniarce.
*3 dni później*
______________________________________________________
______________________________________________________
(ZAYN)
Może i Lucy była szczęśliwa, że Am jest zdrowa. Może i cieszyła się, że "zaakceptowałem" dziecko. Ale ja wciąż nie chcę dziecka. Nie teraz. Może kiedyś. Dobrze, że chociaż jest jedno a nie dwoje. Z tymi myślami wszedłem do sali gdzie spała Lu. Na drugim końcu pomieszczenia stało łóżeczko w którym drzemała Am. Czy jestem w stanie skrzywdzić tak niewinną istotkę? Spojrzałem na nią. Mała, śpiąca, nie rozumiejąca świata... Moja cała nienawiść poszła się jebać. Dotknąłem jej policzka. Słodko zmarszczyła nosek. Otworzyła oczy i popatrzyła na mnie.
-Chcesz mieć takiego ojca, maleńka? Potwora? Mordercę? Anioła śmierci? - mówiłem do niej. Nie wiem po co. Może liczyłem, że mi odpowie? wyciągnęła w moją stronę swoją maleńką rączkę. Instynktownie ją złapałem. Znowu obrazy przed oczami tak jak w tedy, kiedy dotykałem brzucha Lu. Pokazała mi mnie, Lu i siebie oraz niewyraźną postać drugiej dziewczynki. Dzieci wyglądały na jakieś pięć może sześć lat.
-Tak wyobrażasz sobie nas? - w odpowiedzi ale mogło mi się to tylko zdawać ścisnęła lekko moją rękę (a raczej bardzo małą jej część) Patrząc tak na nią doszedłem do wniosku, że warto walczyć. I to dosłownie. Anioły bowiem nie mogą mieć wspólnych dzieci. Dlatego ścigają Clarę. Tylko, że u mnie i Lu sytuacja wygląda inaczej. Clara i Joseph są Białym Aniołem i Czarnym Aniołem. Ja i Lu oboje jesteśmy Czarnymi Aniołami. Clarę ścigają za "uwiedzenie" Josepha. Nam będą chcieli odebrać Am i ją zabić. Jest to bowiem niebezpieczne. Kiedy dwoje aniołów jednego "gatunku" mają razem dziecko i każdy z rodziców ma moc dziecko najczęściej przejmuje te zdolność i czasami wykształca jeszcze swoją zdolność. Czyli ma większą moc niż rada. Dzieci takie zabijają. Nie chcą bowiem zagrożenia jakim jest taka moc. Ale ja nie pozwolę zabrać Am ani Lu. Obie będę chronił. Zawsze. Na zawsze.
:)
Hej miśki! Dzisiaj wchodzę na bloga a tu 1031 wyświetleń! Dziękuję Wam :) Jestem wdzięczna, że czytacie te wypociny. Szczerze mówiąc uważam, że to opowiadanie jest jednym ze słabszych patrząc na te, które sama czytam. Wiem, że jest teraz długa przerwa między nextami ale wiecie jak to jest... Kiedy to piszę powinnam się uczyć na kartkówkę z angielskiego, poprawę z biologii i test z.... *fanfary* RELIGII XD.
Przepraszam Was bardzo, bo wiem, że niektórzy (mam przynajmniej taką nadzieję :') hihi) wyczekują rozdziałów i się niecierpliwią. Mam już mniej więcej w połowie napisany rozdział 12. Jeszcze jedna prośba na koniec mojego wywodu. Napiszcie co sądzicie o całym opowiadaniu i może jakieś domysły co się będzie działo :)
Przepraszam Was bardzo, bo wiem, że niektórzy (mam przynajmniej taką nadzieję :') hihi) wyczekują rozdziałów i się niecierpliwią. Mam już mniej więcej w połowie napisany rozdział 12. Jeszcze jedna prośba na koniec mojego wywodu. Napiszcie co sądzicie o całym opowiadaniu i może jakieś domysły co się będzie działo :)
poniedziałek, 24 lutego 2014
Rozdział 11
Obudził mnie dźwięk budzika. Szybko go wyłączyłam przeklinając pod nosem i nakryłam głowę kołdrą. Zayna nie było obok mnie. "Ok... Sprawdźmy czy jest w kuchni. Nie spędzę całego dnia w łóżku." Jak postanowiłam tak zrobiłam. Zwlekłam się z łóżka i ruszyłam w stronę kuchni. Kiedy do niej weszłam na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Mulat był w samych bokserkach i robił śniadanie. Chyba mnie nie zauważył. Stałam i obserwowałam ruchy jego idealnego ciała. Odwrócił się i podszedł do mnie.
-Jak się spało? - podniósł mnie i przeniósł na blat kuchenny.
-W miarę.
-Jak się czujesz po wczoraj? - zamarłam. Wspomnienia z wczoraj zaczęły napływać do mojej głowy. Chyba to zauważył bo mogę przysiąc, że przez jego myśli przewinęło się "Malik debilu po co to mówiłeś?"
-Dobrze. - skłamałam.
-Przepraszam cię Lu. Ja nie...
-Jest dobrze, Zayn. Przestań się o wszystko obwiniać. Dobrze?
-Dobrze. - przytulił mnie co odwzajemniłam. - A teraz proponuję zjeść naleśniki! - powiedział z entuzjazmem.
***
-Zayn! Nie! - staliśmy na krawędzi dachu wieżowca.
-Tylko tak nauczysz się latać.
-To wolę się nie uczyć.
-Zlecę na dół i jak coś to cię złapię.
-Niech ci będzie.
Jak powiedział tak zrobił. Ugh. Rozłożyłam skrzydła. Jeszcze jedno spojrzenie w dół. Co ma być to będzie. Skoczyłam. "Skup się Lu." " O kurwa ja lecę!"
-I co? Aż tak strasznie? - Zaza znalazł się obok mnie.
*miesiąc później*
Wybrałam. Dzisiaj przechodzę na stronę Czarnych Aniołów. Przez ten miesiąc Zayn nauczył mnie posługiwać się moją umiejętnością czytania i porozumiewania się w myślach. Dowiedziałam się również, że Zayn ma moc zadawania psychicznie fizycznego bólu. Właśnie stoję przed radą Aniołów. Dają mi ostateczny wybór.
-Lucy Amando Black stoisz przed ostatecznym wyborem. Chcesz wesprzeć szeregi Czarnych czy Białych Aniołów?
-Ja Lucy Amanda Black wybieram... - popatrzyłam na białą stronę za którą stała moja mama. Obróciłam wzrok na czarną stronę. Stał tam Zayn, Harry z Louisem, Liam, Niall, Justin i mój ojciec. Jeszcze raz spojrzałam na matkę. Uśmiechnęła się. - ...Czarne Anioły. - poczułam przeszywający ból. Moje skrzydła... Zniknęły. Po chwili poczułam, że z moich pleców gwałtownie wyrastają nowe, czarne skrzydła. Podeszłam do Zazy. Podniósł mnie i pocałował.
*pół roku później*
Ostatnie pół roku minęło dość... Spokojnie. Zayn pracował a przynajmniej tak mi mówił. Ja w tym czasie siedziałam w domu z chłopakami. Raz przyłapałam Harrego i Lou na seksie w łazience... No cóż... Ich miny były niezapomniane. Zayn troszkę się ode mnie oddalił. Starałam się tego nie zauważać. Myślałam, że jest po prostu zapracowany. Dowiedziałam się jeszcze jednej, cholernie szokującej rzeczy. Mam starszego brata. Zgadnijcie kto nim jest. Harry. Tak. Harry to mój jebany brat.
Zeszłam na dół do kuchni. W domu chwilowo byli tylko Hazz i Lou, bo Liam i Niall pojechali gdzieś z Zaynem a Jus rzadko tu bywał. Z okazji, że ósma rano to pora na śniadanie. Wyjęłam z lodówki jajka i postanowiłam zrobić jajecznicę. Chłopcy również wyrazili chęć zjedzenia. Po tym jak po mistrzowsku (ta jasne) przyrządziłam posiłek. Usiedliśmy do stołu. Wzięłam pierwszy kęs. Pożałowałam. Z prędkością strusia Pędziwiatra pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Po chwili Lou i Hazz stanęli w drzwiach.
-Wszystko w porządku? - spojrzałam na nich z miną "Are you fucking kidding me?"
-Który dzisiaj jest?
-Szósty.
-Kurwa. - zamarłam.
-Co jest? - wystraszyli się.
-Okres mi się spóźnia.
W tym momencie do domu wszedł Zayn.
-Co się dzieje? - podszedł do mnie.
-Niedobrze mi się zrobiło.
-Zaza, ona chyba jest... - uciszyłam ich wzrokiem mordercy i przy okazji zwyzywałam telepatycznie.
-Co ona jest?
-Nie ważne...
***
-Dlaczego nie chcesz mu powiedzieć? - spytał Harry. Znowu byliśmy sami.
-Zayn sam mi powiedział, że nie chce mieć dzieci. Boję się go.
-Dlaczego się go boisz?
-Kiedy coś nie idzie po myśli Zayna jest nieobliczalny. Zwyczajnie może zrobić wszystko.
-Powiedz mu o ciąży. Będę przy tobie. Mogę ci przysiąc, że cię ochronię w końcu jesteś moją siostrą.
-Dziękuję ci Hazz. - przytuliłam się do niego. -Ale muszę się upewnić, że to ciąża. Zrobisz coś dla mnie?
-Co zechcesz sis.
-Idź mi do apteki po test ciążowy.
-Ok. Już biegnę. - wstał, dał mi buziaka w czoło i wyszedł z domu.
***
Harry wrócił i podał mi opakowanie. Na szczęście Zayn jeszcze nie wrócił. Poszłam do łazienki i wykonałam test zgodnie z instrukcją. Po 10 minutach pojawił się wynik. Zamarłam. DWIE JEBANE KRESKI. Jestem w ciąży.
-I? - spytał Hazz kiedy wyszłam z łazienki. Podałam mu tylko test i poszłam do kuchni. Wbiegł za mną.
-I co teraz? On mnie zabije.
-Nie tknie cię, Lu. Mówiłem już. Będę cię kurwa chronił.
***
-Gotowa?
-Nie.
-Pech. Idziesz i mu to mówisz prosto w twarz. Będę za tobą.
-Też cię kocham braciszku.
-Idź już.
Zeszłam do salonu. Zayn rozmawiał przez telefon. Chciałam się wrócić ale na schodach stanął Harry i mi to uniemożliwił. Zaza rozłączył się i spojrzał na mnie.
-Coś nie tak, Lu?
-Muszę ci coś powiedzieć.
-Słucham.
-Jestem...
-Jesteś?
-Jestemwciąży - powiedziałam na jednym wdechu. Zayn spojrzał na mnie jakby miał mnie zabić.
-Co kurwa!? - zbliżył się do mnie. Poczułam ból. Nie trzymał mnie. Używał swojej mocy. Upadłam na podłogę. Skuliłam się.
-Co ty robisz idioto?! - wydarł się Harry i przypierdolił Zaynowi w szczękę. Ból ustał. Podniosłam się cała zapłakana. Harry od razu mnie przytulił.
-Lucy ja nie...
-Gówno prawda, że nie chciałeś. - odwarknął Hazz. - Ona nosi w sobie wasze dziecko!
-Chuj mnie obchodzi dziecko! Nie chcę go! - jeszcze bardziej się rozpłakałam.
-To tak jakbyś nie chciał mnie, Zayn!
-Kocham cię, Lu ale nie chcę mieć dziecka! Nie rozumiesz?!
-Nie. Nie rozumiem. Chciałeś mnie zabić. - poczułam mocny ból w dole brzucha. Coś spłynęło po moim udzie. Krew. Harry też to zobaczył. Szybko zadzwonił po pogotowie. Byli po pięciu minutach.
***
Lekarz kończył mnie badać. W sali siedzieli Harry i Zayn. Tak. Pierdolnięty Zayn Malik postanowił również pojechać.
-Jedno dziecko przeżyło... - zaczął lekarz.
-Jedno?
-Byłaś w ciąży bliźniaczej. Jeden płód w jakiś niewyjaśniony sposób nie przeżył. Dziwne. - "Taa kurwa dziwne."
-Czyli ona wciąż jest w ciąży? - spytał podirytowany Zayn.
-Tak. Macie szczęście. - posłał mi uśmiech i wyszedł z sali.
*6 miesiące później*
Mam już widoczny brzuch. Zayn wciąż ma mnie w dupie. Odciął się ode mnie po tym jak nie udało mu się zabić obojga dzieci. Hazz i Lou cały czas mnie wspierali. Na ostatnim USG dowiedziałam się, że to dziewczynka.
Siedziałam w salonie z moim braciszkiem i oglądałam jakiś nudny program. Poczułam ruch wewnątrz mnie.
-Hazz...
-Tak?
-Ona się rusza.
-Awww... Mogę dotknąć? - położyłam jego rękę na moim brzuchu. - Lu... - nie wiem czy dobrze odczytałam jego mimikę twarzy ale chyba był przestraszony.
-Coś nie tak?
-Ona chyba... Przesyła mi obrazy?
-Niemożliwe. Jak niby ona?
-Może ma to w jakimś sensie po tobie? Ona pokazuje mi... Dwójkę dzieci.
-Jak to dwójkę?
-Normalnie. Dwie dziewczynki. Jedna tak jakby... Niewyraźna.
-Czy to jest?
-Jej siostra? -"Telepata jebany" - Możliwe, Lu. Możliwe.
-Nie przeszkadzam? - do salonu wszedł Zayn. - Chciałem z tobą porozmawiać, Lucy.
-Na pewno nie pójdę z tobą sama. - to go chyba zabolało. - Harry zostaje.
-Ok. Więc... Chciałemcięprzeprosićzatożebyłemchujem. - powiedział na jednym oddechu.
-Łał... Szybko to rozgryzłeś, kochanie. Na prawdę potrzebowałeś do tego żeby to sobie uświadomić śmierci jednego z naszych dzieci i pół roku? - zaniemówił.
-Błagam. Daj mi szansę. - w jego oczach pojawiły się... Łzy?
-Nie wiem, Zayn. Wyrządziłeś wiele szkód. Cholernie wiele.
-Błagam. Zrobię wszystko.
-Wszystko?
-Tak. WSZYSTKO.
-To zwróć mi dziecko. - jego szczęka mocniej się zarysowała. Walczył ze sobą.
-Tego nie potrafię.
-To wychowaj to dziecko tak jakbyś je kochał od samego początku i nie bądź takim chujem. W tedy będę w stanie ci to wybaczyć...
niedziela, 16 lutego 2014
Rozdział 10
Zayn odstawił mnie na ziemię i poszedł otworzyć. Zawołał mnie. W drzwiach stałam kobieta. Czy to była Clara?!
-Witaj Lucy.
-Yyy... Hej?
-Jestem Clara. - pierdolony jasnowidz ze mnie... - Mogę wejść?
-Jasne. Wejdź.
-Mam nadzieję, że mnie wysłucha...
-Tak, wysłucham cię. Mów. - powiedziałam kiedy usiedliśmy w salonie.
-Skąd ty... Pewnie czyta w myślach... Nie ważne. Zapewne wiesz, że jestem aniołem.
-Tak czytam w myślach i tak wiem, że jesteś aniołem i moją matką.
-Wiesz też pewnie, że jestem białym aniołem? - przytaknęłam. - Musisz wybrać jedną ze stron. Wiem, że nie chcesz wybierać ale ja chciałam tylko powiedzieć, że według mnie lepiej będzie jeśli wybierzesz czarne anioły.
-Dlaczego?
-Po stronie czarnych aniołów masz ojca, chłopaka i wielu znajomych.
-A ty?
-Ja i tak nie mogę się do was zbliżać więc ryzykuję przychodząc tu. Może dlatego, że czarne anioły na mnie polują...
-Czemu na ciebie polują?
-Nie powinnam wiązać się z twoim ojcem... Nie ważne, skarbie. Muszę iść. - przytuliła mnie i opuściła dom.
-Witaj Lucy.
-Yyy... Hej?
-Jestem Clara. - pierdolony jasnowidz ze mnie... - Mogę wejść?
-Jasne. Wejdź.
-Mam nadzieję, że mnie wysłucha...
-Tak, wysłucham cię. Mów. - powiedziałam kiedy usiedliśmy w salonie.
-Skąd ty... Pewnie czyta w myślach... Nie ważne. Zapewne wiesz, że jestem aniołem.
-Tak czytam w myślach i tak wiem, że jesteś aniołem i moją matką.
-Wiesz też pewnie, że jestem białym aniołem? - przytaknęłam. - Musisz wybrać jedną ze stron. Wiem, że nie chcesz wybierać ale ja chciałam tylko powiedzieć, że według mnie lepiej będzie jeśli wybierzesz czarne anioły.
-Dlaczego?
-Po stronie czarnych aniołów masz ojca, chłopaka i wielu znajomych.
-A ty?
-Ja i tak nie mogę się do was zbliżać więc ryzykuję przychodząc tu. Może dlatego, że czarne anioły na mnie polują...
-Czemu na ciebie polują?
-Nie powinnam wiązać się z twoim ojcem... Nie ważne, skarbie. Muszę iść. - przytuliła mnie i opuściła dom.
***
Pojechałam z Zazą do centrum handlowego. Uparł się, że chce mi coś kupić.
-A może ta? - pokazał mi sukienkę.
-Ładna. Ale po co chcesz mi kupić sukienkę?
-Dowiesz się w swoim czasie. A teraz biegiem przymierzyć. - Zayn to chyba jedyny facet, który lubi zakupy.
-I jak? - spytałam wychodząc z przymierzalni.
-Per-fect. Bierzemy?
-Mi się podoba.
-Postanowione.
***
-Serio? Idziemy na imprezę?
-Tak. Ubierz tą nową sukienkę. - posłał mi łobuzerski uśmiech.
***
Weszliśmy do wielkiego domu.
-Czyj to dom?
-Justina. Chodź do kuchni. - zrobiłam jak kazał. Weszliśmy do pomieszczenia w którym siedzieli Liam, Niall, Hazz i Lou całowali się ale to szczegół i jakiś obcy mi chłopak. Podszedł do nas i przywitał z Zaynem po czym zwrócił się do mnie.
-Hej. Jestem Justin.
-Hej. Lucy.
-Dobra Jus dawaj ten towar. - zawołał Zaza. "JEJ! Są dragi" Ucieszyłam się jak małe dziecko. Podeszliśmy do blatu i oboje z Zazą wciągnęliśmy po kresce. Lubiłam patrzeć jak źrenice Zazy się rozszerzają. Wyszliśmy z kuchni do salonu. Zayn postanowił ze mną zatańczyć. "O ja pierdolę..." Muszę się skupić. Normalnie muszę się skupić na kimś aby słyszeć jego myśli. Teraz słyszę myśli wszystkich dookoła. Za dużo. Dobra już lepiej. Jakoś udaje mi się to blokować. Na szczęście. Zayn złapał mnie w biodrach i zaczęliśmy tańczyć. W pewnym momencie Zayna zawołał Jus i zostałam sama, bo nie pozwolili mi iść ze sobą. Usłyszałam za sobą myśli jakiegoś faceta.
-Ale dupa. Pewnie łatwa. Hehe. Szykuj się maleńka. - Fuck... Podszedł do mnie. Stałam jak debilka ale nie potrafiłam się ruszyć. Złapał mnie w talii.
-Cześć, skarbie. Co powiesz na małą zabawę.
-Spierdalaj!
-Uuu. Ostra. Lubię takie. - przysunął mnie do swojego ciała. Z okazji mojego niskiego wzrostu czułam jego półtwardego chuja na plecach.
-Puść mnie!
-Oj przestań. Trochę się tylko zabawimy. Nic się nie stanie. - przejechał ręką po mojej nodze podciągając lekko sukienkę. W moich oczach pojawiły się łzy. "Zayn! Błagam ratuj!" Może udało mi się mu to przekazać. Dzisiaj trochę próbowałam rozmawiać z nim w myślach. Ten kutas za mocno mnie trzymał. Nie mogłam mu się wyrwać. Obrócił mnie przodem do siebie i przycisnął do ściany. Rozszerzył lekko moje nogi i zaczął dotykać mojej małej. Płakałam. Ten pierdolony chuj mnie zaraz zgwałci. Nagle został ode mnie wręcz oderwany. Opadłam na ziemię i zarejestrowałam, że Zayn okłada po ryju mojego niedoszłego gwałciciela. Po jakichś dwóch minutach Zayn wstał z już nieprzytomnego faceta i podbiegł do mnie.
-Przepraszam cię Lu! Przepraszam. - miał łzy w oczach. Ja nie potrafiłam zareagować. Siedziałam skulona i nie odzywałam się. Wziął mnie na ręce i zaniósł do jakiegoś pokoju. Siedzieli tam też Jus, Lou, Hazz, Liam i Niall. Zaza posadził mnie na łóżku i usiadł obok.
-Lucy. Błagam. Odezwij się do mnie.
-On mnie...
-Przepraszam. Nigdy więcej cię nie zostawię. Jestem pierdolonym idiotą. - przytulił mnie. Zesztywniałam. Odsunął się.
-Zayn... Przepraszam... Boję się...
-o wszystko moja wina.
-Ale co się stało? - spytali się wszyscy.
-Jakiś pierdolony kutas zaczął dotykać Lucy. Tylko dlatego, że chcieliście obgadać jakieś pierdoły!
-Który? - spytał chłodno Jus.
-Powinien jeszcze leżeć w salonie.
-Idę pozbyć się śmieci. Chodź ze mną Niall. - wyszli. Trochę się uspokoiłam.
-Jak daleko się posunął? - spytał Zayn.
-Dotykał mnie. Mało brakował a by we mnie... - znowu się rozpłakałam.
-Ciii. Spokojnie. Już nikt cię nie skrzywdzi. Jus go zaraz wykastruje. Mogę cię przytulić? - kiedy o to spytał po prostu wtuliłam się w niego. On był moją ucieczką od problemów.
***
Zayn odłożył telefon na szafkę nocną.
-Możesz mieć pewność, że nigdy więcej nie spotkasz tego kutasa. - pocałował mnie w czoło. - Kocham cię. Błagam nie nienawidź mnie.
-Jak mogłabym nienawidzić mojego chłopaka, który uratował mnie przed gwałtem?
-Mogę cię dotykać? Wiem, że jestem debilem, ale na prawdę muszę wiedzieć.
-Boję się chwilowo. Możemy spróbować, ale nie wiem co z tego wyjdzie.
-Dzisiaj na pewno nie. Nie będę się zachowywał jak jakiś pedofil. Kocham cię.
-Też cię kocham. Zostaniesz ze mną? - położył się obok mnie i przytulił. Czułam się bezpieczna.
______________________________________________________
No więc mamy next! <3 Sto lat Weronika!
piątek, 14 lutego 2014
Rozdział 9
Kurwa. Telefon. Serio? O 7 rano w sobotę? Puściłem krótką wiązankę pod nosem i wstałem z łóżka po czym opuściłem pokój i odebrałem połączenie.
-Czego? - warknąłem do słuchawki.
-Hej Zaza. - Harry. Po chuj on dzwoni o tej porze? - Musimy jeszcze raz pogadać o tej całej sytuacji. Przyjdziemy do was koło 10.
-Nie rozkazuj mi, Styles. To ja tu jestem szefem. Ale niech ci będzie.
-Jasne. To do 10.
-Czego? - warknąłem do słuchawki.
-Hej Zaza. - Harry. Po chuj on dzwoni o tej porze? - Musimy jeszcze raz pogadać o tej całej sytuacji. Przyjdziemy do was koło 10.
-Nie rozkazuj mi, Styles. To ja tu jestem szefem. Ale niech ci będzie.
-Jasne. To do 10.
***
-Zaza...
-Tak, Lu?
-O czym on chcą pogadać?
-Dowiesz się. Dla mnie jest to dość... Trudny temat.
-Tak, Lu?
-O czym on chcą pogadać?
-Dowiesz się. Dla mnie jest to dość... Trudny temat.
Rozległo się pukanie do drzwi.
-Otworzę - powiedziała Lu i zniknęła za rogiem. Wróciła po minucie. Trzymała w swoich drobnych dłoniach kartkę.
-Co to? - spytałem niepewnie. Podała mi. To było zdjęcie. Była na nim kobieta cholernie podobna do Lu. Trzymała na rękach dziecko. Nie byłoby to dziwna fotografia gdyby nie fakt, że kobieta miała białe skrzydła. Na odwrocie było napisane 'Clara i jej mała Lu - dwa piękne anioły.' -Lucy...
-Nie wiem o co tu chodzi! - pisnęła płaczliwie.
-Jesteśmy! - wydarł się Niall. - Co się tu... - bez słowa podałem mu zdjęcie i usiadłem na kanapie sadzając Lu na moich kolanach.
-Zayn. Ja tu nie widzę nic co mogłoby być za tym, że Lu nie jest jedną z nas. - odezwał się Hazz.
-Z was?! - Lu wręcz podskoczyła.
-Lu, kochanie wiem, że prawdopodobnie jesteś już i tak bardzo przerażona ale my...
-Jesteśmy aniołami. I ty najprawdopodobniej też. - dokończył za mnie Lou.
-Anioły nie istnieją... - kiedy to powiedziała poderwałem się do góry biorąc ją jednocześnie na ręce i wyszedłem do ogrodu a za mną cała reszta. Odstawiłem Lucy na ziemię i odsunąłem się kawałek po czym rozłożyłem skrzydła. Miała oczy jak spodki kiedy podszedłem do nie i przytuliłem. Dotknęła z niedowierzaniem czarnych piór.
-Istniejemy Lu.
-Przepraszam. - słyszałem skruchę w jej głosie.
-Nie masz za co. Ale teraz ta trudniejsza część. Musisz rozłożyć swoje.
-Skrzydła? Przecież ja nie...
-Wszystko wskazuje na to, że jesteś aniołem. Postaraj się. To powinno ci przyjść naturalnie. Pocałowałem ją w czoło. Minęło kilka sekund. Nic.
-Nie potrafię. - była przestraszona.
-Zamknij oczy. Wyobraź sobie, że już je masz. Rozłóż je. - odsunąłem się. Minęły dosłownie 3 sekundy. Udało jej się! Ale... Co do chuja?! Ona ma szare skrzydła!
-Jak to możliwe? Liam ty wiesz.
-Joseph jest czarnym aniołem a Clara białym. Lu jest mieszanką. Z tego co wiem Lu może zostać 'bezstronna' lub wybrać jedną ze stron. Tylko pamiętaj, że jeśli wybierze białe anioły będziesz musiał ją zabić. - ostatnie słowo wypowiedział niemo.
-Nie chcę wybierać.
-Twoja wola. Na zmianę zdania masz czas do osiemnastych urodzin.
-Dobra na dzisiaj wystarczy. Dla Lu to trochę za dużo. - na moje słowa chłopacy powiedzieli krótkie 'pa' i wyszli. Złożyłem skrzydła Lu tak samo i weszliśmy do domu.
______________________________________________________
(LUCY)
Czyli... Jestem aniołem... To jest dziwne. Moja matka. Wróć. Kobieta z którą mieszkałam... Ciekawe czy wiedziała... A z resztą! Teraz liczy się Zaza. Boję się wybrać. Wątpię, że jeśli wybiorę białe anioły to Zayn mnie w najlepszym przypadku zostawi. Kocham go. Jeśli wybiorę to raczej stronę czarnych aniołów. Zaza podszedł do mnie i złapał za biodra. Podniósł mnie i zaczął całować.
-Zayn. Przestań.
-Przepraszam... - odstawił mnie i poszedł do kuchni. Poszłam za nim. Palił papierosa.
-Zaza... Nie bądź zły. Proszę. - podeszłam do niego i przytuliłam się. Kurwa. Zachowuję się jak małe dziecko.
-Nie jestem zły. Chodźmy spać.
-Dobrze...
-Dobrze...
***
Znowu śniła mi się matka. Chciała się spotkać. Nie. To zły pomysł. Zayn wyszedł. Ubrałam się i postanowiłam iść do ojca. Musi mi to wyjaśnić. Jak on mógł mnie okłamywać przez tyle czasu? No dobra, może i nie było go w moim życiu, ale wolałaby dowiedzieć się takich rzeczy od niego...
***
-Cześć Lucy.
-Dlaczego mi o niczym nie powiedziałeś!?
-O czym?
-Nie rób ze mnie idiotki. O tym, że ja, ty i wielu innych jest aniołami!!!
-Czyli się dowiedziałaś... Pozwól mi wyjaśnić.
-Pokaż skrzydła... - bąknęłam. Rozwinął czarne skrzydła. Czyli to na prawdę dlatego jestem szarym aniołem...
-Dlaczego mi o niczym nie powiedziałeś!?
-O czym?
-Nie rób ze mnie idiotki. O tym, że ja, ty i wielu innych jest aniołami!!!
-Czyli się dowiedziałaś... Pozwól mi wyjaśnić.
-Pokaż skrzydła... - bąknęłam. Rozwinął czarne skrzydła. Czyli to na prawdę dlatego jestem szarym aniołem...
-Przepraszam cię. Nie chciałem ci spierdolić dzieciństwa, Lu. - rozłożyłam skrzydła.
-Nie wyszło ci. Moja niby matka miała na mnie wyjebane i musiałam radzić sobie sama. A teraz mam 2 miesiące na wybór jednej ze stron!
-Nie wyszło ci. Moja niby matka miała na mnie wyjebane i musiałam radzić sobie sama. A teraz mam 2 miesiące na wybór jednej ze stron!
-Byłem głupi a raczej zakochany. Jesteś owocem zakazanej miłość i razem z Clarą doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie jeśli zaopiekuje się tobą Casandra.
-Rozumiem... Może nie do końca ale szanuję waszą decyzję. - przytuliłam się do ojca. - Co mam wybrać?
-Jako czarny anioł chciałbym, abyś wybrała naszą stronę. Clara też uważa to za słuszne. Poza tym Zayn byłby również szczęśliwy. Musisz sama podjąć decyzję.
-Jako czarny anioł chciałbym, abyś wybrała naszą stronę. Clara też uważa to za słuszne. Poza tym Zayn byłby również szczęśliwy. Musisz sama podjąć decyzję.
-Czemu Clara chcę abym wybrała waszą stronę?
-Co? Nic nie mówiłem... Myślałem o tym ale nie mówiłem... Czy ona czyta mi w myślach?
-Chyba tak, tato...
-Gratulację. - uścisnął mnie. To było takie nowe. Ojciec przytulający mnie.
-Ja już pójdę... Zayn nie wie, że wyszłam...
-Boisz się go?
-Nie... - może trochę.
-Nie... - może trochę.
-Jeśli by ci coś zrobił to nie ręczę za siebie, córciu.
***
-Gdzie byłaś? - jest wkurwiony...
-U ojca.
-Nie mogłaś zadzwonić i mi powiedzieć?!
-Przepraszam. - zaczęłam się cofać. Kiedy to zobaczył zaczął się uspokajać.
-Przepraszam, Lu. Nie bój się mnie. Błagam. - widziałam smutek w jego oczach. - Chciałem z tobą porozmawiać.
-Jeśli na temat tego jaką stronę wybiorę to na razie nie chcę o tym myśleć. Mam jeszcze 2 miesiące.
-Aha... Dobrze. - podszedł do mnie i delikatnie pocałował. Kiedy odwzajemniłam pocałunek mruknął zadowolony. Złapał mnie w biodrach i podniósł a ja instynktownie owinęłam go nogami.
-Kocham cię, Lucy. - powiedział między pocałunkami.
-Kocham cię, Zayn.
Wpił się we mnie intensywniej i przyparł do ściany. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi...
poniedziałek, 10 lutego 2014
Rozdział 8
Wbiegłem na dach wieżowca. Zamarłem. Lu zbliżała się do krawędzi.
-Lu! Stój! - odwróciła się do mnie i uśmiechnęła. Zbliżyłem się do niej. Skoczyła. Nie zdążyłem jej złapać. Rozłożyłem swoje kruczo czarne skrzydła i poleciałem w dół. Lucy była kilka metrów od ziemi. Przyspieszyłem. Kurwa! Nie zdążę. Ja pierdolę! Cholernie się zdziwiłem kiedy tuż nad ziemią rozłożyła piękne białe skrzydła. Podleciała do góry i skierowała się na szczyt wieżowca obok. Poleciałem za nią. Spotkała się z jakąś kobietą. Były do siebie bardzo podobne. Ona również miała skrzydła. Rozmawiały. Zacząłem nasłuchiwać.
-Co się dzieje?! Dlaczego mam skrzydła? Kim jesteś? - słychać było, że jest przerażona.
-Jestem aniołem. Tak jak ty i twój chłopak, córeczko. - kobieta wydawała się spokojna. Wait a second! Czy ona powiedziała do niej 'córeczko' ?! Co tu się kurwa dzieje?!
-Lu! Stój! - odwróciła się do mnie i uśmiechnęła. Zbliżyłem się do niej. Skoczyła. Nie zdążyłem jej złapać. Rozłożyłem swoje kruczo czarne skrzydła i poleciałem w dół. Lucy była kilka metrów od ziemi. Przyspieszyłem. Kurwa! Nie zdążę. Ja pierdolę! Cholernie się zdziwiłem kiedy tuż nad ziemią rozłożyła piękne białe skrzydła. Podleciała do góry i skierowała się na szczyt wieżowca obok. Poleciałem za nią. Spotkała się z jakąś kobietą. Były do siebie bardzo podobne. Ona również miała skrzydła. Rozmawiały. Zacząłem nasłuchiwać.
-Co się dzieje?! Dlaczego mam skrzydła? Kim jesteś? - słychać było, że jest przerażona.
-Jestem aniołem. Tak jak ty i twój chłopak, córeczko. - kobieta wydawała się spokojna. Wait a second! Czy ona powiedziała do niej 'córeczko' ?! Co tu się kurwa dzieje?!
***
-Zaza! Obudź się! - krzyknęła zdenerwowana Lu.
-Co?
-Czemu krzyczałeś?
-Zły sen. Śniło ci się coś? - opowiedziała mi swój sen. Był dokładnie taki sam jak mój. Tylko z jej perspektywy. - Dobra, Lu. Ja idę na dół. Będziesz jeszcze spać?
-Trochę - posłała mi uśmiech.
______________________________________________________
(LUCY)
(LUCY)
Zayn wyszedł. Zastanawiał mnie bardzo mój sen. TO NIE MOGŁA BYĆ MOJA MATKA. Moja matka wyrzuciła mnie z domu i mieszka kilka przecznic dalej. To było bez sensu. Wstałam i poszłam się ubrać oraz umalować. Po 20 minutach zeszłam do kuchni. Zaza krążył po niej i rozmawiał przez telefon. Był w samych bokserkach. Postanowiłam mu nie przeszkadzać i napawałam się pięknym widokiem. Po około dwóch minutach skończył rozmowę i podszedł do mnie. Pocałował czule moje czoło i przytulił.
-Będę musiał wyjść, skarbie.
-Dokąd?
-Muszę się spotkać z chłopakami.
-Rozumiem. Za ile wrócisz?
-Powinienem być za 2 godziny.
-Ok.
***
Siedzę już dobrą godzinę i nic nie robię. Usłyszałam pukanie do drzwi i poszłam sprawdzić kto to. Nikogo nie zastałam. Na ziemi leżała kartka i białe oraz czarne pióro. Podniosłam znaleziska. Poszłam do ogrodu, po czym odpaliłam papierosa i rozłożyłam kartkę. ''Czasami w snach jest więcej prawdy niż w prawdziwym życiu." Spojrzałam na pióra. Nie mogły należeć do ptaków. Były za duże.Czy one należały do.... Nie. Niemożliwe. Anioły nie istnieją debilko! Weszłam do domu i schowałam kartkę i pióra w szufladzie komody. Chciałam się uspokoić ale nie potrafiłam. Bałam się tego. Bałam się, że to jakimś cudem może być prawdą. W tym momencie do domu wszedł Zaza. Od razu widziałam, że jest wkurwiony.
-Hej, Zaza. - powiedziałam niepewnie. Bałam się go.
-Cześć - bardziej warknął niż powiedział i usiadł obok mnie.
-Coś się stało?
-Nic.
-Ok. Ja idę na górę. - skinął głową. Poszłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Po prostu nie chciałam z nim siedzieć. Był nieobliczalny w trakcie furii. Moje rozmyślania przerwał nie kto inny jak Zayn. Stanął przede mną. W ręku trzymał. O kurwa.... Trzymał kartkę i pióra.
-Co to kurwa jest?! - wydarł się na mnie. Skuliłam się.
-Sama nie wiem. Znalazłam to dzisiaj.
-I nie byłaś łaskawa powiedzieć?! Martwię się o ciebie kurwa!
-Ale czemu? To tylko głupia kartka i pióra.
-Bo to może znaczyć coś więcej niż myślisz! - zmusił mnie żebym wstała i mocno złapał za ramiona. Bolało.
-Zayn... To boli... - puścił mnie. Wykorzystałam jego chwilowe zdezorientowanie i uciekłam do łazienki. Zamknęłam ją na klucz i usiadłam skulona w rogu. Na prawdę się go bałam. Chwyciłam kosmetyczkę i wyjęłam moje rozwiązanie problemów. Przystawiłam żyletkę do nadgarstka.
-Lu! Otwieraj! - krzyknął.
-Spierdalaj! Jesteś nienormalny! - wydarłam się histerycznie.
-Błagam otwórz. - słyszałam w jego głosie skruchę.
-Po co? Żebyś mnie uderzył?
-Nie. Otwórz bo wyważę te drzwi. - zagroził.
-Pierdolenie o szopenie. - przejechałam ostrym metalem po skórze. Poleciała cienka stróżka krwi. W tym momencie Zayn wyłamał drzwi z zawiasów. W ciągu kilku sekund był przy mnie i zabrał żyletkę.
-Miałaś tego nie robić.
-Miałeś nie być chujem? - podniósł mnie. Przygotowałam się na cios. Nie nastąpił. Byłam oszołomiona. Nie był już taki wściekły. W jego oczach był strach, zdenerwowanie, poczucie winy. - Czemu byłeś wściekły?
-Ten list znaczy więcej niż myślisz.
-Ale czemu byłeś agresywny?
-Nie wiem. Przepraszam. Błagam nie nienawidź mnie. - przytulił mnie. Nie potrafiłabym nienawidzić chłopaka, którego kocham na zabój. Wtuliłam się w niego. Po chwili 'odkleił' mnie od siebie i spojrzał na nadgarstek. Wyjął z apteczki mały bandaż i opatrzył ranę, którą sama sobie zrobiłam. -Kocham cię Lu.
-Ja ciebie też kocham Zaza. Powiesz mi dokładnie o co chodzi?
-Może później. - wziął mnie na ręce i zaniósł do ogrodu. - Postanowiłem nawiązać tą pieprzoną współpracę z twoim ojcem. Tylko po to żeby nic ci nie zagrażało.
-Rozumiem. - Zayn wyjął telefon i napisał jak mi się zdawało do mojego rodziciela o tym co postanowił po czym schował urządzenie z powrotem do kieszeni.
-Jedziemy nad jezioro?
-Idealny pomysł - uśmiechnęłam się. Poszłam do łazienki gdzie ubrałam strój i zeszłam z powrotem na dół. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy.
-Hej, Zaza. - powiedziałam niepewnie. Bałam się go.
-Cześć - bardziej warknął niż powiedział i usiadł obok mnie.
-Coś się stało?
-Nic.
-Ok. Ja idę na górę. - skinął głową. Poszłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Po prostu nie chciałam z nim siedzieć. Był nieobliczalny w trakcie furii. Moje rozmyślania przerwał nie kto inny jak Zayn. Stanął przede mną. W ręku trzymał. O kurwa.... Trzymał kartkę i pióra.
-Co to kurwa jest?! - wydarł się na mnie. Skuliłam się.
-Sama nie wiem. Znalazłam to dzisiaj.
-I nie byłaś łaskawa powiedzieć?! Martwię się o ciebie kurwa!
-Ale czemu? To tylko głupia kartka i pióra.
-Bo to może znaczyć coś więcej niż myślisz! - zmusił mnie żebym wstała i mocno złapał za ramiona. Bolało.
-Zayn... To boli... - puścił mnie. Wykorzystałam jego chwilowe zdezorientowanie i uciekłam do łazienki. Zamknęłam ją na klucz i usiadłam skulona w rogu. Na prawdę się go bałam. Chwyciłam kosmetyczkę i wyjęłam moje rozwiązanie problemów. Przystawiłam żyletkę do nadgarstka.
-Lu! Otwieraj! - krzyknął.
-Spierdalaj! Jesteś nienormalny! - wydarłam się histerycznie.
-Błagam otwórz. - słyszałam w jego głosie skruchę.
-Po co? Żebyś mnie uderzył?
-Nie. Otwórz bo wyważę te drzwi. - zagroził.
-Pierdolenie o szopenie. - przejechałam ostrym metalem po skórze. Poleciała cienka stróżka krwi. W tym momencie Zayn wyłamał drzwi z zawiasów. W ciągu kilku sekund był przy mnie i zabrał żyletkę.
-Miałaś tego nie robić.
-Miałeś nie być chujem? - podniósł mnie. Przygotowałam się na cios. Nie nastąpił. Byłam oszołomiona. Nie był już taki wściekły. W jego oczach był strach, zdenerwowanie, poczucie winy. - Czemu byłeś wściekły?
-Ten list znaczy więcej niż myślisz.
-Ale czemu byłeś agresywny?
-Nie wiem. Przepraszam. Błagam nie nienawidź mnie. - przytulił mnie. Nie potrafiłabym nienawidzić chłopaka, którego kocham na zabój. Wtuliłam się w niego. Po chwili 'odkleił' mnie od siebie i spojrzał na nadgarstek. Wyjął z apteczki mały bandaż i opatrzył ranę, którą sama sobie zrobiłam. -Kocham cię Lu.
-Ja ciebie też kocham Zaza. Powiesz mi dokładnie o co chodzi?
-Może później. - wziął mnie na ręce i zaniósł do ogrodu. - Postanowiłem nawiązać tą pieprzoną współpracę z twoim ojcem. Tylko po to żeby nic ci nie zagrażało.
-Rozumiem. - Zayn wyjął telefon i napisał jak mi się zdawało do mojego rodziciela o tym co postanowił po czym schował urządzenie z powrotem do kieszeni.
-Jedziemy nad jezioro?
-Idealny pomysł - uśmiechnęłam się. Poszłam do łazienki gdzie ubrałam strój i zeszłam z powrotem na dół. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy.
______________________________________________________
(ZAYN)
Dotarliśmy. Lu rozebrała się i wbiegła do wody jak małe dziecko. Uwielbiam patrzeć jak zachowuje się tak dziecinnie. To urocze. Dołączyłem do niej. Nie zauważyła mnie więc zanurkowałem i podpłynąłem do Lucy. Wciągnąłem ją pod wodę, po czym odwróciłem w moją stronę i złączyłem nasze usta w pocałunku. Przez chwilę była była oszołomiona ale oddała pocałunek. Wynurzyliśmy się. Ochlapała mnie po czym odpłynęła. "A więc tak chce się pani bawić, panno Black." Dogoniłem ją i wyniosłem z wody. Przyparłem Lu do pobliskiego drzewa i zacząłem namiętnie całować. Spojrzałem na nią a ona skinęła głową. Pozbawiłem Lucy kostiumu po czym nie przestając całować wszedłem w nią.
***
-Jesteś najlepsza. - powiedziałem kiedy leżeliśmy na piasku. Chciałbym, żeby zawsze było tak beztrosko i łatwo. Niestety. Będę musiał jej wyjaśnić kilka spraw. Jutro to zrobię.
-Dziękuję. - pocałowała mnie w policzek.
-Zbierajmy się.
-Ok. - wstała i poszła w stronę samochodu. Dogoniłem ją.
-Co mi tak uciekasz, kochanie? - wziąłem ją na ręce.
-Tak sobie. - uśmiechnęła się. Pojechaliśmy do domu. Położyłem Lu spać. Była zmęczona. Sam zszedłem do salonu. Musiałem przemyśleć jak mam jej powiedzieć o tym wszystkim.
-Dziękuję. - pocałowała mnie w policzek.
-Zbierajmy się.
-Ok. - wstała i poszła w stronę samochodu. Dogoniłem ją.
-Co mi tak uciekasz, kochanie? - wziąłem ją na ręce.
-Tak sobie. - uśmiechnęła się. Pojechaliśmy do domu. Położyłem Lu spać. Była zmęczona. Sam zszedłem do salonu. Musiałem przemyśleć jak mam jej powiedzieć o tym wszystkim.
______________________________________________________
A oto i 8 rozdział :) Piszcie jak się wam podobał. Buziaczki :*
wtorek, 4 lutego 2014
Rozdział 7
Co z tego, że napiszę, że rozdział +18 i tak to przeczytacie zboczuszki XD :*
-Oddaj mi się. - Powiedział z chrypką w głosie i pożądaniem w oczach. Trochę mnie zszokował tymi słowami. Chciałam tego. Bałam się ale chciałam to zrobić. - Jeśli nie chcesz nie nalegam. - odsunął się kawałek.
-Zayn....
-Rozumiem...
-Chcę tego. Chcę ci się oddać. - kiedy to powiedziałam przywarł do mnie całym ciałem. Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
-Kocham cię. - powiedział między pocałunkami. Zdjął ze mnie koszulkę. Nie pozostałam mu dłużna. Po chwili jego górna część garderoby również znajdowała się na podłodze. Przenieśliśmy się do sypialni. Zayn delikatnie ułożył mnie na łóżku wciąż całując. Zaczął schodzić coraz niżej. Zębami odpiął guzik moich szortów, po czym zdjął je ze mnie. Leżałam przed nim w samej bieliźnie. Przejechał dłonią po mojej małej. Cicho jęknęłam. Odpiął mój stanik po czym rzucił w kąt pokoju. Instynktownie się zasłoniłam. - Zabierz ręce. Jesteś piękna. - Posłuchałam go. Spojrzał no to czym mnie natura obdarowała a ja spłonęłam rumieńcem. Po chwili pozbył się dolnej części mojej bielizny. Znów złączył nasze usta. Palcami drażnił moje sutki. Schodził coraz niżej. Poczułam jego oddech przy mojej małej. Wsunął we mnie jeden palec drażniąc moją łechtaczkę. Krótko potem dołączył drugi palec. Jeszcze chwilę nimi we mnie poruszał po czym wyjął je ze mnie.
-Jesteś pewna, że tego chcesz? - w odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową. Zdjął z siebie spodnie wraz z bokserkami ukazując swojego "przyjaciela". To, że był duży to spore niedopowiedzenie. Pocałował mnie namiętne co odwzajemniłam pogłębiając pocałunek. Poczułam główkę jego "przyjaciela" przy mojej kobiecości. Jeszcze raz spojrzał na mnie szukając pozwolenia w mojej twarzy. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Wszedł we mnie powoli. Bolało ale nie tak bardzo jak myślałam. Znieruchomiał pozwalając przyzwyczaić się do jego wielkości. Powoli poruszył się we mnie. Zabolało. Chyba zauważył, bo znów znieruchomiał.
Przepraszam - powiedział z poczuciem winy. Miałam wrażenie, że nie przeprasza tylko za ból który mi sprawiał w tym momencie ale za wszystkie nieciekawe sytuacje, które miały miejsce od początku naszej znajomości. Uśmiechnęłam się lekko.
-To nie twoja wina. Kontynuuj.
-Kocham cię. - po tych słowach zaczął się we mnie płynnie poruszać. Chwilę później ból i uczucie dyskomfortu ustąpiły miejsca przyjemności. Ruchy Zazy były coraz szybsze i bardziej niedbałe. Jeszcze jedno pchnięcie i fala orgazmu zalała moje ciało. Po chwili Zayn wyszedł ze mnie a biała ciecz trysnęła na mój brzuch. Chłopak opadł na łóżko i wtulił mnie w swoje ciało.
-Dziękuję ci. Kocham cię. - powiedział gdy już udało mu się unormować oddech.
-Nie musisz dziękować. Też cię kocham. - powiedziałam po czym ziewnęłam.
-Połóż się spać. Jesteś zmęczona.
-Nie zostaniesz ze mną?
-A chcesz, żebym został?
-Tak - powiedziałam wtulając się w jego tors.
-Więc zostanę. - pocałował mnie w czoło.
-Dziękuję ci. Kocham cię. - powiedział gdy już udało mu się unormować oddech.
-Nie musisz dziękować. Też cię kocham. - powiedziałam po czym ziewnęłam.
-Połóż się spać. Jesteś zmęczona.
-Nie zostaniesz ze mną?
-A chcesz, żebym został?
-Tak - powiedziałam wtulając się w jego tors.
-Więc zostanę. - pocałował mnie w czoło.
______________________________________________________
(ZAYN)
Kiedy Lucy usnęła, zszedłem na dół. Byłem szczęśliwy, że się zgodziła. Byłem jej wdzięczny. Spojrzałem na zegar. Była 23:17. Nie miałem nic do roboty. Otworzyłem szufladę w której trzymałem prochy. "Nie powinieneś tego robić, Malik." Tęsknię za tym uczuciem. Od kiedy pojawiła się w moim życiu Lu staram się nie ćpać, ale jeden raz mi nie zaszkodzi.Wyjąłem z szuflady paczuszkę z białym proszkiem, po czym wysypałem go na blat tworząc kreskę. Wciągnąłem go na raz. Ach to boskie uczucie. Wróciłem do sypialni. Myślałem, że Lu śpi. Zamarłem. Siedziała na łóżku i przyglądała się mojej osobie.
-Miałeś zostać. - powiedziała z takim wyrzutem jak małe dziecko, któremu się coś obiecało i nie dotrzymano tej obietnicy.
-Byłem tylko w kuchni, kochanie.
-Czemu nie patrzysz na mnie? - powiedziała lekko przestraszona. - Zrobiłam coś nie tak?
-Nie, nie zrobiłaś. Idź spać.
-Spójrz mi w oczy. - rozkazała. Dobra. Co ma być to będzie. Spojrzałem w jej oczy. - Brałeś.
-Przepraszam...
-Za co? Dobrze wiesz, że nie mam nic przeciwko. Kocham cię. Położysz się teraz?
-Tak. - Położyłem się z nią.Tej nocy miałem dziwne sny.
sobota, 1 lutego 2014
Rozdział 6
______________________________________________________
(ZAYN)
*2 dni później*
-Czyli wszystko jasne. Liam i Harry zabiera ze sobą 10 ludzi i oczyszczają teren. Lou idzie ze mną a Liam zostaje w samochodzie. Lou, my idziemy znaleźć Lucy i zabijamy Josepha i zabieramy ją.
-Dobra, Zaza uspokój się. Nie możesz iść taki wkurwiony. - Zaraz rozjebie łeb Stylesowi.
-Dobra, Zaza uspokój się. Nie możesz iść taki wkurwiony. - Zaraz rozjebie łeb Stylesowi.
-Zamknij się! - wrzasnąłem i przywaliłem w ścianę. Tynk się posypał. Ups... - Jedziemy jutro rano.
______________________________________________________
(LUCY)
Siedzę tu pierdolone 2 dni! Nie biją mnie ani nic. Ale to jest tragedia! Siedzę tu z pierdoloną bandą mojego popierdolonego ojca! Czemu Zayn nie powiedział mi nic o tym, że jest w mafii? Ciekawe czy po mnie przyjdzie. Pewnie nie... Bo po co? Ja nie jestem tego warta. Moje rozmyślania przerwał ojciec.
-Nad czym myślisz?
-A co cie to?
-Grzeczniej.
-Czego ty ode mnie kurwa wymagasz? Przetrzymujesz mnie tu wbrew mojej woli!
-Dla twojego dobra.
-Dla mojego dobra mógłbyś zniknąć. - burknęłam.
-Przestań. Chciałem pogadać.
-O czym?
-Myślałem o tym wszystkim. Co powiesz gdybym spróbował się dogadać z ich mafią. Moglibyśmy współpracować.
-Nie zdążysz porozmawiać. On cię zabije zanim się odezwiesz kiedy tu przyjdzie.
-Dlatego pojedziemy tam teraz. Razem.
-Co?!
-Tak. Zrobisz to dla mnie?
-Ty coś planujesz! Chcesz go zabić przyznaj się!!!
-Nie, córeczko. Tak wiem, że nie było mnie przy tobie przez całe twoje życie ale błagam, zaufaj mi ten jeden raz.
-Dobrze - co ty robisz debilko?! On na pewno coś planuje.
Wyszliśmy z "domu" i wsiedliśmy do czarnego BWM. Zdziwiło mnie, że jechaliśmy tylko ja, ojciec, Andrew i Conor. Mijaliśmy kolejne uliczki. W końcu zatrzymaliśmy się pod domem Zayna. W sumie to moim i Zayna. Wysiadłam jako pierwsza i od razu pobiegłam do domu. Wbiegłam do środka po czym znalazłam się w salonie. Siedział tam Zayn i czterech innych chłopaków. Wszyscy skierowali wzrok na mnie. Rzuciłam się w ramiona Zazy.
-Lucy! Jak ty się tu znalazłaś?! - powiedział przytulając mnie czule.
-Nie jestem sama. - spojrzałam mu w oczy.
-Witaj Zaynie Maliku. - przerwał mój ojciec. Zayn momentalnie schował mnie za swoimi plecami i zaczął mierzyć do Josepha z broni. -Chciałem porozmawiać. - kontynuował.
-Chyba cię pojebało człowieku?! Chcesz rozmawiać po tym jak porwałeś moją dziewczynę?!
-To moja córka. I tak, chcę porozmawiać.
-To moja córka. I tak, chcę porozmawiać.
-Córka?! - wydarł się Zayn i czterej chłopacy których nie znałam.
-Czy nie chciałbyś może nawiązać współpracy?
-Co kurwa? Człowieku czy ty siebie słyszysz? Porwałeś ją a teraz przychodzisz tu i chcesz zawierać umowy.
-Zastanów się Zayn. Jeśli zaczniemy współpracować dla wszystkich wyjdzie to na dobre.
-Oczekujesz, że od razu się zgodzę?
-Nie. Daję ci tydzień na przemyślenie. Lucy zostawiam z tobą.
*3 godziny później*
Siedziałam w salonie z Zaynem, Harrym, Liamem, Lou i Niallem. Zaza nie mógł się mną nacieszyć i cały czas przytulał mnie i całował.
-Jeny Zaza przystopuj! Przecież już nikt ci jej nie zabierze. - Zaśmiał się Lou.
-Stul pysk! Jakby ci ktoś Harrego zabrał też byś tak miał!
-Co? - spytałam zdziwiona.
-Um.... Bo wiesz Lou i ja jesteśmy razem. - powiedział Hazz.
-Awww To słodkie.
-Um.... Bo wiesz Lou i ja jesteśmy razem. - powiedział Hazz.
-Awww To słodkie.
-Dzięki, kotku! - zaśmiał się Hazz.
-Hamuj się Styles! - zażartował Zaza. -Lucy wiesz jak bardzo cię kocham?
-Domyślam się kochanie.
Pocałował mnie namiętnie. Chłopcy zaczęli gwizdać. Mieli bekę. Zaczął zjeżdżać rękoma w dół moich pleców. Ścisnął moje pośladki przez co cicho jęknęłam.
-Ej stary! Ja nic nie mam do pornoli na żywo ale może przystopuj! - powiedział rozbawiony Harry. Zayn pokazał mu środkowy palec ale zakończył pocałunek.
-A zmieniając temat to dlaczego nie powiedziałeś, że należysz a nawet jesteś szefem mafii?
-Bo nie chciałem cię odstraszyć, kochanie.
-Rozumiem. Ale Zayn... Ja nie chcę powtórki z rozrywki...
-Przysięgam ci, że nigdy cię nie opuszczę. Nawet po śmierci.
-Uznajmy, że ci bezgranicznie wierzę ty mój Bad Boyu.
-To my już pójdziemy Zaza. - powiedział Liam wstając z kanapy.
-Pa. I następnym razem przyjeżdżajcie szybciej.
-Nie dramatyzuj.
Kiedy wyszli Zayn podszedł do mnie i zaczął całować. Przyparł mnie do ściany. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Zaza podniósł mnie a ja oplotłam do nogami.
-Oddaj mi się. - powiedział z chrypką w głosie i pożądaniem w oczach.
______________________________________________________
No i mamy next kochani! Jak sądzicie. Lucy się zgodzi?
sobota, 25 stycznia 2014
Rozdział 5
-Chciałabym ci się odwdzięczyć za wszystko co dla mnie zrobiłeś...
-A zrobisz coś dla mnie?
-Co zechcesz, Zayn.
-Zostań przy mnie i nigdy nie opuszczaj, skarbie.
-Dobrze - wtuliłam się w niego.
-Obiecujesz?
-Tak. -wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Widział, że robię się senna. Położył mnie do łóżka przykrył kołdrą. - Gdzie idziesz?
-Zaraz wrócę. - kiedy to powiedział z powrotem położyłam się i po chwili zasnęłam.
-A zrobisz coś dla mnie?
-Co zechcesz, Zayn.
-Zostań przy mnie i nigdy nie opuszczaj, skarbie.
-Dobrze - wtuliłam się w niego.
-Obiecujesz?
-Tak. -wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni. Widział, że robię się senna. Położył mnie do łóżka przykrył kołdrą. - Gdzie idziesz?
-Zaraz wrócę. - kiedy to powiedział z powrotem położyłam się i po chwili zasnęłam.
***
Obudziłam się. Spojrzałam na zegarek stojący na szafce nocnej. 6:09. Zayna nie było obok mnie. Na poduszce leżała kartka. "Musiałem wyjść. Wrócę koło 15." Super. Czyli spędzę sama 9 godzin. Wstałam ubrałam się i poszłam zjeść śniadanie.
***
Siedziałam sobie spokojnie przed telewizorem kiedy usłyszałam, że ktoś wchodzi do domu. Myśląc, że to Zayn poszłam go przywitać. Kiedy byłam w przedpokoju zamarłam. To nie był Zayn. To byli Andrew, Conor, James i Mike. Pomocnicy Ethana. O kurwa!
-Witaj księżniczko - powiedział Mike i w przeciągu kilku sekund znalazł się obok mnie.
-Cz...czego chcecie? - wyjąkałam.
-No bo wiesz, skarbie... Chyba o czymś zapomniałaś.
-O czym niby?
-Ten kto raz dołączył do mafii zostaje w niej do śmierci - powiedział mi wprost do ucha. Miał rację. Skurwiel miał rację! Wiedziałam o tym. Łudziłam się jednak, że zostawią mnie w spokoju. -Ale z okazji, że Ethana nie ma. Teraz jesteś moja.
-Zostaw mnie! - wydarłam się.
-Nie tym tonem, suko! - krzyknął i uderzył mnie czymś twardym w głowę. Film mi się urwał.
-Witaj księżniczko - powiedział Mike i w przeciągu kilku sekund znalazł się obok mnie.
-Cz...czego chcecie? - wyjąkałam.
-No bo wiesz, skarbie... Chyba o czymś zapomniałaś.
-O czym niby?
-Ten kto raz dołączył do mafii zostaje w niej do śmierci - powiedział mi wprost do ucha. Miał rację. Skurwiel miał rację! Wiedziałam o tym. Łudziłam się jednak, że zostawią mnie w spokoju. -Ale z okazji, że Ethana nie ma. Teraz jesteś moja.
-Zostaw mnie! - wydarłam się.
-Nie tym tonem, suko! - krzyknął i uderzył mnie czymś twardym w głowę. Film mi się urwał.
_______________________________________________________
(ZAYN)
Miałem wyrzuty sumienia, że zostawiłem Lucy samą w domu. Martwiłem się o nią. Ale MUSIAŁEM iść. Myśląc o tym wszedłem do domu. Zawołałem Lucy ale nie odpowiedziałem. W salonie leżała kartka. "Nie martw się o nią. Wróciła na swoje miejsce." Skojarzyłem fakty. Ona była z członkiem mafii. Czyli należała do mafii. Czyli była teraz z nimi... No to teraz szykują się ciekawe czasy. Zaczyna się wojna. Wykonałem telefon.
*godzinę później*
-Co tak długo kurwa?! - wydarłem się kiedy chłopacy wchodzili do mojego domu.
-Sory bardzo szefie, ale musieliśmy dokończyć jedną sprawę.
-Dobra. A więc Harry, Liam, Louis, Niall popełniono błąd. Duży błąd. Powiedziałem przeładowując pistolet. Po czym odłożyłem go na stół.
-Co się stało? - powiedzieli jednocześnie.
-Sory bardzo szefie, ale musieliśmy dokończyć jedną sprawę.
-Dobra. A więc Harry, Liam, Louis, Niall popełniono błąd. Duży błąd. Powiedziałem przeładowując pistolet. Po czym odłożyłem go na stół.
-Co się stało? - powiedzieli jednocześnie.
-Lucy...
-Co z nią?! - wiedzieli o niej. Ona nie wiedziała o niczym... Taki był plan. Ale plany się zmieniają.
-Joseph Black - wycedziłem przez zęby. - Miała chłopaka w jego mafii. Teraz ją zabrali...
-Czekaj! Miała?! - zdziwili się.
-Niejakiego Ethan'a White'a.
-Co z nią?! - wiedzieli o niej. Ona nie wiedziała o niczym... Taki był plan. Ale plany się zmieniają.
-Joseph Black - wycedziłem przez zęby. - Miała chłopaka w jego mafii. Teraz ją zabrali...
-Czekaj! Miała?! - zdziwili się.
-Niejakiego Ethan'a White'a.
-Ona z nim była?
-Zgadza się.
-To kiedy po nią idziemy?
-Planujemy i odbijamy ją. Jak najszybciej kurwa!
-To nie będzie takie proste Zaza.
-Nie wkurwiaj mnie Styles!
-Dobra, tylko stwierdziłem fakt. - miał kurwa rację...
-Nie wkurwiaj mnie Styles!
-Dobra, tylko stwierdziłem fakt. - miał kurwa rację...
_______________________________________________________
(LUCY)
Siedziałam w salonie razem z tymi wyrzutkami. Pomieszczenie było czyste. Pachniało tu alkoholem i papierosami. Mimo, że względnie nikt mnie nie pilnował to wiedziałam, że jeśli choćby spróbuję uciec pożałuję niemal natychmiastowo.
-Co ty taka spięta, kochanie? - uhh... czemu oni mówią do mnie takimi zdrobnieniami?!
-A jak myślisz Peter?!
-Grzeczniej szmato!
-Bo? Po kiego chuja mnie tu przywieźliście? Nie mogliście dać mi spokoju?
-Nie. Dobrze znasz zasady! Było się nie wiązać z Ethanem!
-Co ty taka spięta, kochanie? - uhh... czemu oni mówią do mnie takimi zdrobnieniami?!
-A jak myślisz Peter?!
-Grzeczniej szmato!
-Bo? Po kiego chuja mnie tu przywieźliście? Nie mogliście dać mi spokoju?
-Nie. Dobrze znasz zasady! Było się nie wiązać z Ethanem!
-Gdybym od początku wiedziała kim jest nawet nie znałby mojego imienia!
-To już twój problem!
-Czego wy ode mnie właściwie chcecie?
-Pytaj szefa...
-Tatę?
-To już twój problem!
-Czego wy ode mnie właściwie chcecie?
-Pytaj szefa...
-Tatę?
-Tak. Twojego ojca. - tak zgadza się. Mój ojciec był szefem tej mafii. Dowiedziałam się tego pół roku temu. Teraz już wiem czemu matka mi o nim nie opowiadała... O wilku mowa... Do pomieszczenia wszedł wysoki dobrze zbudowany mężczyzna. Ubrany był w Ciemne spodnie i marynarkę w tym samym kolorze. Podszedł do mnie i przytulił.
-Jak dobrze cię widzieć córeczko! - powiedział z tak cholernie wymuszoną radością.
-Cześć tato... Czego wy ode mnie chcecie?
-Chronić moje dziecko.
-Przed kim?
-Zayn Malik. Kojarzysz? - po ki chuj chcę mnie chronić przed moim chłopakiem?
-To mój chłopak, tato.
-Wiesz kim on jest?
-Nie...
-Szefem wrogiej nam mafii... Nie mogę cię mu oddać.
-Czy ciebie pojebało?! Zayn nie może być szefem mafii!
-Ale jest! I nie tym tonem! Zabierzcie ją do JEJ pokoju i zamknijcie tam. Niech ochłonie. złapało mnie dwóch osiłków i zawlekli do ciemnego pomieszczenia. Rzucili mnie na zimną podłogę po czym zamknęli drzwi. Namacałam włącznik światła. Teraz mogłam zobaczyć pokój. Był niewielki. W rogu stało łóżko. Podeszłam do niego i się położyłam. Mam nadzieję, że Zayn mnie stąd wyciągnie. Nienawidzę mojego ojca!
Z takimi myślami usnęłam...
-Jak dobrze cię widzieć córeczko! - powiedział z tak cholernie wymuszoną radością.
-Cześć tato... Czego wy ode mnie chcecie?
-Chronić moje dziecko.
-Przed kim?
-Zayn Malik. Kojarzysz? - po ki chuj chcę mnie chronić przed moim chłopakiem?
-To mój chłopak, tato.
-Wiesz kim on jest?
-Nie...
-Szefem wrogiej nam mafii... Nie mogę cię mu oddać.
-Czy ciebie pojebało?! Zayn nie może być szefem mafii!
-Ale jest! I nie tym tonem! Zabierzcie ją do JEJ pokoju i zamknijcie tam. Niech ochłonie. złapało mnie dwóch osiłków i zawlekli do ciemnego pomieszczenia. Rzucili mnie na zimną podłogę po czym zamknęli drzwi. Namacałam włącznik światła. Teraz mogłam zobaczyć pokój. Był niewielki. W rogu stało łóżko. Podeszłam do niego i się położyłam. Mam nadzieję, że Zayn mnie stąd wyciągnie. Nienawidzę mojego ojca!
Z takimi myślami usnęłam...
środa, 22 stycznia 2014
Rozdział 4
Wysiedliśmy z samochodu. Czemu zatrzymaliśmy się na jakimś poboczu? Zayn podszedł do mnie i przytulił od tyłu. Zaczął mnie całować po szyi. Chciałam żeby mnie puścił. Zaczęłam się wiercić. Obrócił mnie przodem do siebie. O BOŻE... To nie Zayn! To był Ethan... NIE! To niemożliwe! Zaczęłam krzyczeć.
Otworzyłam oczy. Siedziałam na łóżku. To był tylko sen Lucy. T był tylko sen... Powoli się uspokajałam. Dopiero teraz zauważyłam Zayna siedzącego obok mnie. Wtuliłam się w niego.
-Wszystko dobrze, skarbie. To był tylko sen... - próbował mnie uspokoić.
-Był zbyt realny - powiedziałam ze strachem w oczach...
-Opowiesz mi? - opowiedziałam dokładnie cały sen. Kiedy skończyłam Zayn znowu mnie przytulił.
-Pamiętaj. Nic ci się nie stanie. Będę cię chronił, skarbie.
-Dziękuję - powiedziałam wtulając się w chłopaka. Poczułam się bezpiecznie.
Wstałam z łóżka i poszłam pod prysznic. Ubrałam się i nałożyłam lekki makijaż. Kiedy wyszłam z łazienki poszłam z powrotem do sypialni. Mulata już tam nie było.
-Robię śniadanie - uśmiechnąłem się.
-Szukałam cię - zachichotała i usiadła na blacie.
-A czemu mnie szukałaś?
-Bo nie było cię w sypialni - ponownie zachichotała. Chyba poprawił się jej humor.
Otworzyłam oczy. Siedziałam na łóżku. To był tylko sen Lucy. T był tylko sen... Powoli się uspokajałam. Dopiero teraz zauważyłam Zayna siedzącego obok mnie. Wtuliłam się w niego.
-Wszystko dobrze, skarbie. To był tylko sen... - próbował mnie uspokoić.
-Był zbyt realny - powiedziałam ze strachem w oczach...
-Opowiesz mi? - opowiedziałam dokładnie cały sen. Kiedy skończyłam Zayn znowu mnie przytulił.
-Pamiętaj. Nic ci się nie stanie. Będę cię chronił, skarbie.
-Dziękuję - powiedziałam wtulając się w chłopaka. Poczułam się bezpiecznie.
Wstałam z łóżka i poszłam pod prysznic. Ubrałam się i nałożyłam lekki makijaż. Kiedy wyszłam z łazienki poszłam z powrotem do sypialni. Mulata już tam nie było.
_______________________________________________________
(ZAYN)
Lucy poszła do łazienki. Postanowiłem zejść do kuchni i zrobić tosty. Myślałem nad jej snem. Była przerażona ale to była tylko fikcja. Usłyszałem kroki na schodach. Po chwili cały mój świat stał przede mną. Wyglądała bosko.-Robię śniadanie - uśmiechnąłem się.
-Szukałam cię - zachichotała i usiadła na blacie.
-A czemu mnie szukałaś?
-Bo nie było cię w sypialni - ponownie zachichotała. Chyba poprawił się jej humor.
_______________________________________________________
(LUCY)
Postawił przede mną talerz z tostami. Wzięłam jednego i zaczęłam powoli skubać. Podszedł do mnie i siadając na krzesło usadowił mnie na swoich kolanach. Wtulił głowę w zagłębienie między moją szyją a ramieniem. Przymrużyłam oczy czując jego charakterystyczny zapach.
***
Poszliśmy do ogrodu. Leżeliśmy na trawie rozmawiając.
-Lucy...
-Tak?
-Masz jakieś plany na wieczór?
-Lucy...
-Tak?
-Masz jakieś plany na wieczór?
-Nie, kochanie. - przytuliłam się do niego.
-A może poszłabyś do galerii?
-Sama?
-Tak, kochanie. Ja muszę coś załatwić.
-Ok. - dałam mu buziaka w policzek wykorzystując, że mamy twarze na tej samej wysokości.
-A może poszłabyś do galerii?
-Sama?
-Tak, kochanie. Ja muszę coś załatwić.
-Ok. - dałam mu buziaka w policzek wykorzystując, że mamy twarze na tej samej wysokości.
***
Wracałam już z galerii. Kupiłam sobie parę rzeczy. Weszłam do domu. Kiedy weszłam do salonu stanęłam jak wryta. Pokój rozświetlało kilka świec. Na stole stało wino. Poczułam dłonie Zayna na swojej talii.
-Podoba ci się, skarbie? - zapytał.
-Podoba ci się, skarbie? - zapytał.
-Jest pięknie. Kocham cię. - odwróciłam się do niego i przytuliłam. Odwzajemnił uścisk. - A z jakiej to okazji?
-Chcę ci podziękować.
-Za co?
-Za to, że jesteś i nadajesz sens mojemu życiu. - pocałował mnie.
-Chcę ci podziękować.
-Za co?
-Za to, że jesteś i nadajesz sens mojemu życiu. - pocałował mnie.
-Kocham cię, Zayn. - wziął mnie na ręce i posadził na kanapie. Napełnił nasze kieliszki winem. Upiłam łyk. Było na prawdę dobre. Tak piłam już różne alkohole mimo, że mam dopiero 17 lat. Siedziałam Zaynowi na kolanach. Bawił się kosmykiem moich włosów.
-Chciałabym ci się odwdzięczyć za to wszystko co dla mnie zrobiłeś... - wyszeptałam.
_______________________________________________________
Mamy next! Chciałabym zobaczyć chociaż jeden komentarz... To motywuje. A jak ich nie ma to mam wrażenie, że nikt tego nie czyta... :/
czwartek, 16 stycznia 2014
Rozdział 3
_______________________________________________________
(LUCY)
Czekałam aż Zayn wróci z pracy. Ja miałam wakacje, więc nie miałam nic do roboty.-Wróciłem! - krzyknął Zayn. Wreszcie! Wszedł do pokoju i usiadł obok mnie.
-Hej - uśmiechnęłam się.
-Cześć, piękna. - pocałował mnie w czoło. Jak zwykle poczułam motylki w brzuchu. - Jak ci minął dzień?
-Nudziłam się.
-A chcesz coś teraz robić? Proponuję przejść się do parku.
-Dobry pomysł. - powiedziałam i klasnęłam w ręce.
_______________________________________________________
(ZAYN)
Spacerowaliśmy przez park. To jedno z moich ulubionych miejsc w Bradford. Poprowadziłem Lucy nad staw.-Zayn? - spojrzała na mnie skonsternowana kiedy zobaczyła to co przygotowałem.
-Tak?
-Ty to przygotowałeś?
-Zgadza się. Może być? Nie jestem zbyt dobry w te klocki... - ponownie skierowałem wzrok w stronę koca i kilku lampionów.
-Jest pięknie! - przytuliła się do mnie.
-Cieszę się. - odwzajemniłem uścisk.
_______________________________________________________
(LUCY)
To było piękne. Czułam motylki w brzuchu.-Lucy... - zaczął gdy usiedliśmy. Był niepewny. Od kiedy Zayn jest niepewny?!
-Tak?
-Dawno chciałem ci to powiedzieć... Ale boję się że mnie odrzucisz... - to drugie powiedział bardziej do siebie niż do mnie. - Kocham cię. - zamurowało mnie. Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam w lekkim szoku.
-Jeśli ty tego nie odwzajemniasz to rozumiem... - powiedział i odsunął się.
-Zayn...
-Rozumiem... Przepraszam... - powiedział ze spuszczoną głową. Od kiedy Zayn jest smutny i nieśmiały?!
-Daj mi dokończyć. Ja też cię kocham.
-Na prawdę?
-Tak. - kiedy to powiedziałam wziął mnie na kolana i pocałował w usta.
_______________________________________________________
(ZAYN)
Kiedy powiedziała, że mnie kocha poczułem się najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Pocałowałem ją. Odwzajemniła to. Pogłębiłem pocałunek. Chwilę później leżała pode mną. "Malik! Kurwa! Kontrola!" Odsunąłem się od niej.Spojrzała na mnie zdziwiona. Miała przyspieszony oddech. Nie chcę jej skrzywdzić.-Przepraszam...
Za co?
-Nie chcę cię skrzywdzić.
-Nie skrzywdzisz - powiedziała biorąc moją twarz w swoje małe dłonie. - Ufam ci. - pocałowała mnie w policzek.
-Może już wrócimy?
-Ok.
_______________________________________________________
(LUCY)
Jechaliśmy samochodem do domu. Zayn był skupiony na drodze a ja dorwałam jego telefon i grałam w jakąś gierkę żeby mu nie przeszkadzać.-Lucy...
-Tak? - oderwałam się od urządzenia i skupiłam na mulacie.
-Uprawiałaś już seks? - o! Wrócił pewny siebie, mówiący wszystko wprost Zayn! Jak dobrze.
-Um... Nie...
-Ty nigdy z nim...
-Nie, Ethan nie chciał. Uważał, że szantażowałabym go dzieckiem gdyby coś się posypało. Więc tylko mu... No wiesz...
-Rozumiem... - wymamrotał. Czemu właściwie o to zapytał?
_______________________________________________________
No dobra kochani! Podziwiam Was, że to czytacie. Mam nadzieję, że nie zanudził was ten rozdział :) Przepraszam, że taki krótki. :)wtorek, 14 stycznia 2014
Rozdział 2
______________________________________________________
(ZAYN)
Szukałem swoich prochów. "Kurwa! Nigdzie ich nie ma!" Podczas poszukiwań zobaczyłem telefon Lucy. Postanowiłem, że pójdę go oddać.
***
Otworzyła mi jej matka.
-Dobry wieczór.
-Jest noc... Ale co pan chce?
-Oddać Lucy telefon - powiedziałem pokazując przedmiot, który miałem w dłoni.
-Dobrze... Proszę wejść... Lucy jest na górze.
Poszedłem we wskazanym kierunku. Wszedłem do jej pokoju ale nie było jej tam. "Może jest w łazience..." Kiedy wszedłem do łazienki zobaczyłem jej drobną postać skuloną w rogu pomieszczenia. Zbliżyłem się i zobaczyłem żyletkę leżącą obok. "Chyba nie..." Spojrzałem na jej ramię. Były tam dwa nowe nacięcia. Na szczęście nie przecięła głównej żyły. Wziąłem ją na ręce. Umyłem jej ramię i położyłem ją na łóżko.
-Zostanę z tobą na noc...
***
Rano usłyszałem pisk.
-Co ty ty robisz?! - wydarła się Lucy kiedy otworzyłem oczy.
-Co pamiętasz z wczorajszego wieczora?
-No... Wróciłam do domu i byłam w łazience... Wzięłam żyletkę... i...
-Pocięłaś się i zemdlałaś.
-Ale co ty tu robisz?
-Zapomniałaś telefonu. Chciałem go oddać i zobaczyłem ciebie nieprzytomną w łazience.
-Aha...
-Czemu ty się cięłaś do chuja pana?!
-Nie ważne...
-Powiedz!
-Co ty ty robisz?! - wydarła się Lucy kiedy otworzyłem oczy.
-Co pamiętasz z wczorajszego wieczora?
-No... Wróciłam do domu i byłam w łazience... Wzięłam żyletkę... i...
-Pocięłaś się i zemdlałaś.
-Ale co ty tu robisz?
-Zapomniałaś telefonu. Chciałem go oddać i zobaczyłem ciebie nieprzytomną w łazience.
-Aha...
-Czemu ty się cięłaś do chuja pana?!
-Nie ważne...
-Powiedz!
-Ethan... - wyszeptała.
-Kto to Ethan?
-To... Był mój chłopak...
-Wait a second... Ethan White?!
-T...Tak... - przytuliłem ją.
-Przepraszam, że krzyczałem - czułem się winny. Jej chłopak popełnił samobójstwo a ja się na nią drę...
-Dodatkowo moja matka dała mi tydzień na znalezienie domu. - załkała.
-Dlaczego?
-Bo ona nie chce mieszkać z dziwką i narkomanką. - teraz już płakała.
-Ciii.... mała... nie płacz... Jeśli chcesz możesz zamieszkać ze mną... - "To żeś dojebał Malik! Z twoją słabą samokontrolą i jej zajebistym wyglądem to będziesz musiał się nieźle starać żeby jej nie skrzywdzić!"
-Na prawdę?
-Tak. Jeżeli chcesz możesz się spakować od razu i pójdziemy do mnie. - "Brniesz w to Malik! To była ostatnia szansa odwrotu! " Musiałem to zrobić. Kocham ją. Od dawna. Teraz jestem pewien.
-T...Tak... - przytuliłem ją.
-Przepraszam, że krzyczałem - czułem się winny. Jej chłopak popełnił samobójstwo a ja się na nią drę...
-Dodatkowo moja matka dała mi tydzień na znalezienie domu. - załkała.
-Dlaczego?
-Bo ona nie chce mieszkać z dziwką i narkomanką. - teraz już płakała.
-Ciii.... mała... nie płacz... Jeśli chcesz możesz zamieszkać ze mną... - "To żeś dojebał Malik! Z twoją słabą samokontrolą i jej zajebistym wyglądem to będziesz musiał się nieźle starać żeby jej nie skrzywdzić!"
-Na prawdę?
-Tak. Jeżeli chcesz możesz się spakować od razu i pójdziemy do mnie. - "Brniesz w to Malik! To była ostatnia szansa odwrotu! " Musiałem to zrobić. Kocham ją. Od dawna. Teraz jestem pewien.
***
-Gotowa? - "Ile można się pakować?"
-Tak! - krzyknęła stojąc przy drzwiach.
Zanim wyszliśmy przytuliła się do mnie.
-Dziękuję - powiedziała cicho.
-Nie ma sprawy, kochanie. - "Malik! Czy ty powiedziałeś do niej kochanie?!"
Wtuliła się we mnie mocniej. Pocałowałem ją w czoło. "Co ja odpierdalam?!"
-Tak! - krzyknęła stojąc przy drzwiach.
Zanim wyszliśmy przytuliła się do mnie.
-Dziękuję - powiedziała cicho.
-Nie ma sprawy, kochanie. - "Malik! Czy ty powiedziałeś do niej kochanie?!"
Wtuliła się we mnie mocniej. Pocałowałem ją w czoło. "Co ja odpierdalam?!"
__________________________________________________________
(LUCY)
Kiedy weszłam do domu Zayna poczułam się nieswojo. To nie był mój dom... A jednak od dziś tu mieszkam.
-Co jest nie tak? - zapytał Zayn widząc moje zakłopotanie.
-Nic... Mogę się napić?
-Jasne. Szklanki są w pierwszej szafce po lewej. - Podeszłam do szafki o której mówił i otworzyłam ją. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to małe torebki z białym proszkiem.
-Zayn?
-Tak?
-Bierzesz? - zapytałam pokazując mu znalezisko.
-Nie...
-To skąd to masz?
-Yyy... Znajomy mi przyniósł żebym przechował.
-Zayn...
-No dobra... Biorę... Zadowolona?
-Może... Mogę? - spytałam jakby to była prośba o coś zupełnie normalnego.
-Jeśli musisz... - czemu tak niechętnie gada o prochach? Chciałabym go rozgryźć...
-Co jest nie tak? - zapytał Zayn widząc moje zakłopotanie.
-Nic... Mogę się napić?
-Jasne. Szklanki są w pierwszej szafce po lewej. - Podeszłam do szafki o której mówił i otworzyłam ją. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to małe torebki z białym proszkiem.
-Zayn?
-Tak?
-Bierzesz? - zapytałam pokazując mu znalezisko.
-Nie...
-To skąd to masz?
-Yyy... Znajomy mi przyniósł żebym przechował.
-Zayn...
-No dobra... Biorę... Zadowolona?
-Może... Mogę? - spytałam jakby to była prośba o coś zupełnie normalnego.
-Jeśli musisz... - czemu tak niechętnie gada o prochach? Chciałabym go rozgryźć...
__________________________________________________________
(ZAYN)
Przyglądałem się jej kiedy brała działkę. Nie powinna tego robić. Powinna być czysta i nie mieć kontaktów z gangsterami. Ale co mi do tego? Przynajmniej na razie. Cały czas krążyły mi w głowie jej słowa "Bo ona nie chce mieszkać z dziwką i narkomanką..." Czy ona się... "Nie myśl o tym Malik. Tak będzie lepiej. Potem ją zapytasz."
__________________________________________________________
No dobra kochani. Jest rozdział! :) Następny będzie... Jak się pojawi XD
Subskrybuj:
Posty (Atom)