niedziela, 15 czerwca 2014

OGŁOSZENIE

    Jeśli ktoś tu jeszcze wgl wchodzi to pewnie zauważyliście, że nie ma rozdziałów :c Nie mam pomysłów na to opowiadanie :c Na razie zawieszam i nie wiem czy wrócę. Pamiętajcie, że i tak Was kocham :*



 

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 13

______________________________________________________
(LUCY)
   Powoli otworzyłam oczy. Trzeba było zobaczyć moją minę kiedy ujrzałam Zayna pochylającego się nad łóżeczkiem Am. 
-Awwww. Mój bad boy jest taki uroczy! - gruchałam. Odwrócił się w moją stronę. 
-O! Wstała dumna mamusia! - on też zaczął mi gruchać. - Mam nadzieję, że będziesz miała ANIELSKĄ cierpliwość do tego maleństwa. - A więc schodzimy na ten temat?
-Oczywiście! Mam nadzieję, że ty również. Oczekuję od ciebie, że będziesz dla niego jak ANIOŁ STRÓŻ.
-Dobra koniec, skarbie. Bo padnę ze śmiechu. - chichrał się.
-Okej. Patrz. Śpi jak mały ANIOŁEK.
-Dobra serio koniec.
Usiadłam na łóżku. Do sali weszła pielęgniarka. Wyjęła Am z łóżeczka i podała mi.
-Powinna ją pani nakarmić. - uśmiechnęła się ciepło. Odebrałam od niej córeczkę i zgodnie z instrukcjami pielęgniarki nakarmiłam. 
*** 
   Otworzyłam oczy. Siedziałam na łóżku a obok mnie leżał Zaza. To był tylko sen. Nie byłam w ciąży nie mam dzieci. Tylko jebany sen. Przesiedziałam tak jeszcze 10 minut i wstałam, zostawiając mojego ukochanego w łóżku. Ubrałam się i poszłam do kuchni. Postanowiłam zrobić naleśniki. Wyjęłam potrzebne składniki, zrobiłam ciasto i chciałam zacząć smażyć ale silne ręce na moich biodrach powstrzymały mnie. Zayn obrócił mnie w swoją stronę i wpił się w moje wargi.
-Strasznie się wierciłaś w nocy, skarbie. - wyszeptał mi do ucha, przygryzając jego płatek.
-Miałam dziwny sen. Bardzo realistyczny. Za bardzo. - powiedziałam i wzięłam się wreszcie za smażenie.
-Opowiesz? - zrobiłam jak prosił. Kiedy skończyłam spojrzał na mnie i objął. - Serio? Jestem aż tak słaby w łóżku, że śnią ci się Hazz i Lou uprawiający seks?
-Bardzo zabawne, Malik. - walnęłam go w ramię.
-Ałć. - złapał się za ramię, udając ból. - A tak serio, to nie martw się. To był tylko sen. - mogę przysiąc, że w myślach dodał "Na razie" ale ja nie wnikam.
Zjedliśmy i uznaliśmy, że trzeba spotkać się z resztą chłopców. W trakcie kiedy Zayn do nich dzwonił ja ogarnęłam w salonie. Nie lubię sprzątać ale jednak od czasu do czasu wypada to zrobić.
-Lu,chłopaki będą za jakieś pół godziny. - podszedł do mnie i objął w talii. - Masz może pomysł co będziemy robić przez ten czas? - wymruczał mi do ucha.
-Może... - powiedziałam obracając się w jego stronę. Wpił się w moje wargi i przyparł do ściany. Znieruchomiałam. Wizja wczorajszego wieczoru powróciła nagle i z wielką siłą. - Z...Zayn... Ja nie... - odsunął się ode mnie i spojrzał na mnie. W myślach właśnie się beształ.
-Przepraszam. Lucy ja nie chciałem. Błagam. Nie bój się. To tylko ja. - przytulił mnie czule. Czemu nie mogę żyć normalnie? Zjebałam.
-Zayn, jest dobrze. Po prostu przypomniało mi się wczoraj. Przepraszam.
-To ja powinienem cię przepraszać. To ja zostawiłem cię samą. - staliśmy tak w niezręcznej ciszy. Wreszcie przerwał ją dzwonek do drzwi. Zayn poszedł otworzyć. Po chwili do salonu wbiegli rozbawieni chłopcy.
-Jak się czujesz? - spytał Liam.
-Może być. - uśmiechnął się do mnie.
-Będzie dobrze.
Poszliśmy do reszty. Chłopakom lekko odwalało ale kiedy weszłam wszyscy zamilkli. Spojrzałam na Justina.
-Przepraszam, shawty. To moja wina. - powiedział i spuścił wzrok.
-Przestańcie już! Stało się. Nic nie poradzimy. Zapomnijmy od tym i po sprawie.
***
   Po jakiejś godzinie chłopcy i Zayn zaczęli się zbierać, bo zbliżała się godzina w której najwięcej licealistów kończy zajęcia. Musieli tam być, żeby sprzedawać dragi... Ugh... No dobra, zarabiają tak ale to mnie wkurwia. 
   Usiadłam na łóżku i zaczęłam, po raz kolejny tego dnia, bić się z myślami. Muszę o tym zapomnieć... Nie chcę  być ciężarem dla Zayna...
   Moje rozmyślania przerwało pukanie do drzwi. Zeszłam na dół i otworzyłam je. Sama nie wierzyłam w to kogo zobaczyłam...
____________________________________________________________

Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam... Ale wiecie.... Brak weny i te sprawy XD

  

czwartek, 13 marca 2014

Rozdział 12

-Przysięgam. - Kiedy to powiedział przytuliłam się do niego. Objął mnie i pocałował. - Przysięgam kochać ciebie i naszą córkę do śmierci, Lu.
Podniósł mnie na ręce i zaniósł do kuchni. Posadził mnie na blacie.
-Jeszcze raz cię przepraszam.
-Nie przepraszaj mnie. Przeproś ją. - wskazałam na brzuch.
-Przepraszam, Amy.
-Amy?
-Tak wymyśliłem. Ładne imię?
-Śliczne. - Zayn położył rękę na moim brzuchu. Jego reakcja była identyczna jak Harrego.
-Lucy... Ona...
-Pokazuje ci coś?
-Tak... Dwie dziewczynki niemowlaki. Jedna bardzo niewyraźna.
-Darcy... - wymsknęło mi się.
-Darcy?
-Amy mi to tak jakby "powiedziała".
-Przepraszam was wszystkie trzy. - Pocałował mój brzuch.
*3 miesiące później*
   Obudził mnie nagły, bolesny skurcz. Krzyknęłam mimowolnie. Zayn zerwał się z łóżka. 
-Co jest? - spytał zamulony.
-Nic nic. Tylko kurwa rodzę. Idź sobie dalej spać.
-Harry! Chodź tu kurwa! - wydarł się.
-Co jest?
-Dzwoń po pogotowie! Lu rodzi!
-Aha. Wait a second. Lu rodzi?!
-Nie kurwa. Śpiewa wiesz?
-Dobra już dzwonię.
***
-Widzę główkę! - krzyknął lekarz. - Jeszcze chwilę. Dasz radę Lucy! - Zayn siedział obok mnie i trzymał moją rękę. Wróć. Ja odcinałam dopływ krwi do jego dłoni. Z kolejnym skurczem znów zaczęłam przeć. 
-Dobrze. Jeszcze raz. - Wykonałam polecenie lekarza.
-Chcesz przeciąć pępowinę, Zayn? - zwrócił się do Zazy. Ten tylko skinął głową i podszedł do lekarza trzymającego Amy. Chyba nigdy ręce mu się tak nie trzęsły. Przeciął pępowinę po czym lekarz podał Am pielęgniarce. 
*3 dni później*
______________________________________________________
(ZAYN)
   Może i Lucy była szczęśliwa, że Am jest zdrowa. Może i cieszyła się, że "zaakceptowałem" dziecko. Ale ja wciąż nie chcę dziecka. Nie teraz. Może kiedyś. Dobrze, że chociaż jest jedno a nie dwoje. Z tymi myślami wszedłem do sali gdzie spała Lu. Na drugim końcu pomieszczenia stało łóżeczko w którym drzemała Am. Czy jestem w stanie skrzywdzić tak niewinną istotkę? Spojrzałem na nią. Mała, śpiąca, nie rozumiejąca świata... Moja cała nienawiść poszła się jebać. Dotknąłem jej policzka. Słodko zmarszczyła nosek. Otworzyła oczy i popatrzyła na mnie. 
-Chcesz mieć takiego ojca, maleńka? Potwora? Mordercę? Anioła śmierci? - mówiłem do niej. Nie wiem po co. Może liczyłem, że mi odpowie? wyciągnęła w moją stronę swoją maleńką rączkę. Instynktownie ją złapałem. Znowu obrazy przed oczami tak jak w tedy, kiedy dotykałem brzucha Lu. Pokazała mi mnie, Lu i siebie oraz niewyraźną postać drugiej dziewczynki. Dzieci wyglądały na jakieś pięć może sześć lat. 
-Tak wyobrażasz sobie nas? - w odpowiedzi ale mogło mi się to tylko zdawać ścisnęła lekko moją rękę (a raczej bardzo małą jej część) Patrząc tak na nią doszedłem do wniosku, że warto walczyć. I to dosłownie. Anioły bowiem nie mogą mieć wspólnych dzieci. Dlatego ścigają Clarę. Tylko, że u mnie i Lu sytuacja wygląda inaczej. Clara i Joseph są Białym Aniołem i Czarnym Aniołem. Ja i Lu oboje jesteśmy Czarnymi Aniołami. Clarę ścigają za "uwiedzenie" Josepha. Nam będą chcieli odebrać Am i ją zabić. Jest to bowiem niebezpieczne. Kiedy dwoje aniołów jednego "gatunku" mają razem dziecko i każdy z rodziców ma moc dziecko najczęściej przejmuje te zdolność i czasami wykształca jeszcze swoją zdolność. Czyli ma większą moc niż rada. Dzieci takie zabijają. Nie chcą bowiem zagrożenia jakim jest taka moc. Ale ja nie pozwolę zabrać Am ani Lu. Obie będę chronił. Zawsze. Na zawsze. 

:)

Hej miśki! Dzisiaj wchodzę na bloga a tu 1031 wyświetleń! Dziękuję Wam :) Jestem wdzięczna, że czytacie te wypociny. Szczerze mówiąc uważam, że to opowiadanie jest jednym ze słabszych patrząc na te, które sama czytam. Wiem, że jest teraz długa przerwa między nextami ale wiecie jak to jest... Kiedy to piszę powinnam się uczyć na kartkówkę z angielskiego, poprawę z biologii i test z.... *fanfary* RELIGII XD.
Przepraszam Was bardzo, bo wiem, że niektórzy (mam przynajmniej taką nadzieję :') hihi) wyczekują rozdziałów i się niecierpliwią. Mam już mniej więcej w połowie napisany rozdział 12. Jeszcze jedna prośba na koniec mojego wywodu. Napiszcie co sądzicie o całym opowiadaniu i może jakieś domysły co się będzie działo :)

poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział 11

   Obudził mnie dźwięk budzika. Szybko go wyłączyłam przeklinając pod nosem i nakryłam głowę kołdrą. Zayna nie było obok mnie. "Ok... Sprawdźmy czy jest w kuchni. Nie spędzę całego dnia w łóżku." Jak postanowiłam tak zrobiłam. Zwlekłam się z łóżka i ruszyłam w stronę kuchni. Kiedy do niej weszłam na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Mulat był w samych bokserkach i robił śniadanie. Chyba mnie nie zauważył. Stałam i obserwowałam ruchy jego idealnego ciała. Odwrócił się i podszedł do mnie.
-Jak się spało? - podniósł mnie i przeniósł na blat kuchenny. 
-W miarę. 
-Jak się czujesz po wczoraj? - zamarłam. Wspomnienia z wczoraj zaczęły napływać do mojej głowy. Chyba to zauważył bo mogę przysiąc, że przez jego myśli przewinęło się "Malik debilu po co to mówiłeś?" 
-Dobrze. - skłamałam. 
-Przepraszam cię Lu. Ja nie...
-Jest dobrze, Zayn. Przestań się o wszystko obwiniać. Dobrze?
-Dobrze. - przytulił mnie co odwzajemniłam. - A teraz proponuję zjeść naleśniki! - powiedział z entuzjazmem.
***
-Zayn! Nie! - staliśmy na krawędzi dachu wieżowca. 
-Tylko tak nauczysz się latać. 
-To wolę się nie uczyć.
-Zlecę na dół i jak coś to cię złapię.
-Niech ci będzie. 
Jak powiedział tak zrobił. Ugh. Rozłożyłam skrzydła. Jeszcze jedno spojrzenie w dół. Co ma być to będzie. Skoczyłam. "Skup się Lu." " O kurwa ja lecę!" 
-I co? Aż tak strasznie? - Zaza znalazł się obok mnie.
*miesiąc później*
   Wybrałam. Dzisiaj przechodzę na stronę Czarnych Aniołów. Przez ten miesiąc Zayn nauczył mnie posługiwać się moją umiejętnością czytania i porozumiewania się w myślach. Dowiedziałam się również, że Zayn ma moc zadawania psychicznie fizycznego bólu. Właśnie stoję przed radą Aniołów. Dają mi ostateczny wybór.
-Lucy Amando Black stoisz przed ostatecznym wyborem. Chcesz wesprzeć szeregi Czarnych czy Białych Aniołów?
-Ja Lucy Amanda Black wybieram... - popatrzyłam na białą stronę za którą stała moja mama. Obróciłam wzrok na czarną stronę. Stał tam Zayn, Harry z Louisem, Liam, Niall, Justin i mój ojciec. Jeszcze raz spojrzałam na matkę. Uśmiechnęła się. - ...Czarne Anioły. - poczułam przeszywający ból. Moje skrzydła... Zniknęły. Po chwili poczułam, że z moich pleców gwałtownie wyrastają nowe, czarne skrzydła. Podeszłam do Zazy. Podniósł mnie i pocałował.
*pół roku później*
   Ostatnie pół roku minęło dość... Spokojnie. Zayn pracował a przynajmniej tak mi mówił. Ja w tym czasie siedziałam w domu z chłopakami. Raz przyłapałam Harrego i Lou na seksie w łazience... No cóż... Ich miny były niezapomniane. Zayn troszkę się ode mnie oddalił. Starałam się tego nie zauważać. Myślałam, że jest po prostu zapracowany. Dowiedziałam się jeszcze jednej, cholernie szokującej rzeczy. Mam starszego brata. Zgadnijcie kto nim jest. Harry. Tak. Harry to mój jebany brat. 
 Zeszłam na dół do kuchni. W domu chwilowo byli tylko Hazz i Lou, bo Liam i Niall pojechali gdzieś z Zaynem a Jus rzadko tu bywał. Z okazji, że ósma rano to pora na śniadanie. Wyjęłam z lodówki jajka i postanowiłam zrobić jajecznicę. Chłopcy również wyrazili chęć zjedzenia. Po tym jak po mistrzowsku (ta jasne) przyrządziłam posiłek. Usiedliśmy do stołu. Wzięłam pierwszy kęs. Pożałowałam. Z prędkością strusia Pędziwiatra pobiegłam do łazienki i zwymiotowałam. Po chwili Lou i Hazz stanęli w drzwiach. 
-Wszystko w porządku? - spojrzałam na nich z miną "Are you fucking kidding me?" 
-Który dzisiaj jest?
-Szósty.
-Kurwa. - zamarłam.
-Co jest? - wystraszyli się.
-Okres mi się spóźnia.
W tym momencie do domu wszedł Zayn.
-Co się dzieje? - podszedł do mnie.
-Niedobrze mi się zrobiło.
-Zaza, ona chyba jest... - uciszyłam ich wzrokiem mordercy i przy okazji zwyzywałam telepatycznie.
-Co ona jest?
-Nie ważne...
***
-Dlaczego nie chcesz mu powiedzieć? - spytał Harry. Znowu byliśmy sami.
-Zayn sam mi powiedział, że nie chce mieć dzieci. Boję się go.
-Dlaczego się go boisz? 
-Kiedy coś nie idzie po myśli Zayna jest nieobliczalny. Zwyczajnie może zrobić wszystko.
-Powiedz mu o ciąży. Będę przy tobie. Mogę ci przysiąc, że cię ochronię w końcu jesteś moją siostrą.
-Dziękuję ci Hazz. - przytuliłam się do niego. -Ale muszę się upewnić, że to ciąża. Zrobisz coś dla mnie?
-Co zechcesz sis.
-Idź mi do apteki po test ciążowy.
-Ok. Już biegnę. - wstał, dał mi buziaka w czoło i wyszedł z domu.
***
   Harry wrócił i podał mi opakowanie. Na szczęście Zayn jeszcze nie wrócił. Poszłam do łazienki i wykonałam test zgodnie z instrukcją. Po 10 minutach pojawił się wynik. Zamarłam. DWIE JEBANE KRESKI. Jestem w ciąży. 
-I? - spytał Hazz kiedy wyszłam z łazienki. Podałam mu tylko test i poszłam do kuchni. Wbiegł za mną.
-I co teraz? On mnie zabije.
-Nie tknie cię, Lu. Mówiłem już. Będę cię kurwa chronił. 
***
-Gotowa?
-Nie.
-Pech. Idziesz i mu to mówisz prosto w twarz. Będę za tobą.
-Też cię kocham braciszku.
-Idź już.
Zeszłam do salonu. Zayn rozmawiał przez telefon. Chciałam się wrócić ale na schodach stanął Harry i mi to uniemożliwił. Zaza rozłączył się i spojrzał na mnie.
-Coś nie tak, Lu?
-Muszę ci coś powiedzieć.
-Słucham.
-Jestem...
-Jesteś?
-Jestemwciąży - powiedziałam na jednym wdechu. Zayn spojrzał na mnie jakby miał mnie zabić.
-Co kurwa!? - zbliżył się do mnie. Poczułam ból. Nie trzymał mnie. Używał swojej mocy. Upadłam na podłogę. Skuliłam się. 
-Co ty robisz idioto?! - wydarł się Harry i przypierdolił Zaynowi w szczękę. Ból ustał. Podniosłam się cała zapłakana. Harry od razu mnie przytulił.
-Lucy ja nie...
-Gówno prawda, że nie chciałeś. - odwarknął Hazz. - Ona nosi w sobie wasze dziecko!
-Chuj mnie obchodzi dziecko! Nie chcę go! - jeszcze bardziej się rozpłakałam. 
-To tak jakbyś nie chciał mnie, Zayn!
-Kocham cię, Lu ale nie chcę mieć dziecka! Nie rozumiesz?! 
-Nie. Nie rozumiem. Chciałeś mnie zabić. - poczułam mocny ból w dole brzucha. Coś spłynęło po moim udzie. Krew. Harry też to zobaczył. Szybko zadzwonił po pogotowie. Byli po pięciu minutach. 
***
Lekarz kończył mnie badać. W sali siedzieli Harry i Zayn. Tak. Pierdolnięty Zayn Malik postanowił również pojechać. 
-Jedno dziecko przeżyło... - zaczął lekarz.
-Jedno? 
-Byłaś w ciąży bliźniaczej. Jeden płód w jakiś niewyjaśniony sposób nie przeżył. Dziwne. - "Taa kurwa dziwne."
-Czyli ona wciąż jest w ciąży? - spytał podirytowany Zayn.
-Tak. Macie szczęście. - posłał mi uśmiech i wyszedł z sali.
*6 miesiące później*
   Mam już widoczny brzuch. Zayn wciąż ma mnie w dupie. Odciął się ode mnie po tym jak nie udało mu się zabić obojga dzieci. Hazz i Lou cały czas mnie wspierali. Na ostatnim USG dowiedziałam się, że to dziewczynka.
   Siedziałam w salonie z moim braciszkiem i oglądałam jakiś nudny program. Poczułam ruch wewnątrz mnie. 
-Hazz...
-Tak?
-Ona się rusza. 
-Awww... Mogę dotknąć? - położyłam jego rękę na moim brzuchu. - Lu... - nie wiem czy dobrze odczytałam jego mimikę twarzy ale chyba był przestraszony.
-Coś nie tak?
-Ona chyba... Przesyła mi obrazy?
-Niemożliwe. Jak niby ona?
-Może ma to w jakimś sensie po tobie? Ona pokazuje mi... Dwójkę dzieci.
-Jak to dwójkę?
-Normalnie. Dwie dziewczynki. Jedna tak jakby... Niewyraźna.
-Czy to jest?
-Jej siostra? -"Telepata jebany" - Możliwe, Lu. Możliwe.
-Nie przeszkadzam? - do salonu wszedł Zayn. - Chciałem z tobą porozmawiać, Lucy.
-Na pewno nie pójdę z tobą sama. - to go chyba zabolało. - Harry zostaje.
-Ok. Więc... Chciałemcięprzeprosićzatożebyłemchujem. - powiedział na jednym oddechu.
-Łał... Szybko to rozgryzłeś, kochanie. Na prawdę potrzebowałeś do tego żeby to sobie uświadomić śmierci jednego z naszych dzieci i pół roku? - zaniemówił.
-Błagam. Daj mi szansę. - w jego oczach pojawiły się... Łzy?
-Nie wiem, Zayn. Wyrządziłeś wiele szkód. Cholernie wiele.
-Błagam. Zrobię wszystko.
-Wszystko?
-Tak. WSZYSTKO.
-To zwróć mi dziecko. - jego szczęka mocniej się zarysowała. Walczył ze sobą.
-Tego nie potrafię.
-To wychowaj to dziecko tak jakbyś je kochał od samego początku i nie bądź takim chujem. W tedy będę w stanie ci to wybaczyć...

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział 10

 Zayn odstawił mnie na ziemię i poszedł otworzyć. Zawołał mnie. W drzwiach stałam kobieta. Czy to była Clara?!
-Witaj Lucy.
-Yyy... Hej?
-Jestem Clara. - pierdolony jasnowidz ze mnie... - Mogę wejść?
-Jasne. Wejdź.
-Mam nadzieję, że mnie wysłucha...
-Tak, wysłucham cię. Mów. - powiedziałam kiedy usiedliśmy w salonie.
-Skąd ty... Pewnie czyta w myślach... Nie ważne. Zapewne wiesz, że jestem aniołem.
-Tak czytam w myślach i tak wiem, że jesteś aniołem i moją matką.
-Wiesz też pewnie, że jestem białym aniołem? - przytaknęłam. - Musisz wybrać jedną ze stron. Wiem, że nie chcesz wybierać ale ja chciałam tylko powiedzieć, że według mnie lepiej będzie jeśli wybierzesz czarne anioły.
-Dlaczego?
-Po stronie czarnych aniołów masz ojca, chłopaka i wielu znajomych.
-A ty?
-Ja i tak nie mogę się do was zbliżać więc ryzykuję przychodząc tu. Może dlatego, że czarne anioły na mnie polują...
-Czemu na ciebie polują?
-Nie powinnam wiązać się z twoim ojcem... Nie ważne, skarbie. Muszę iść. - przytuliła mnie i opuściła dom.
***
   Pojechałam z Zazą do centrum handlowego. Uparł się, że chce mi coś kupić.
-A może ta? - pokazał mi sukienkę
-Ładna. Ale po co chcesz mi kupić sukienkę? 
-Dowiesz się w swoim czasie. A teraz biegiem przymierzyć. - Zayn to chyba jedyny facet, który lubi zakupy.
-I jak? - spytałam wychodząc z przymierzalni. 
-Per-fect. Bierzemy?
-Mi się podoba. 
-Postanowione.
***
-Serio? Idziemy na imprezę?
-Tak. Ubierz tą nową sukienkę. - posłał mi łobuzerski uśmiech.
***
   Weszliśmy do wielkiego domu. 
-Czyj to dom?
-Justina. Chodź do kuchni. - zrobiłam jak kazał. Weszliśmy do pomieszczenia w którym siedzieli Liam, Niall, Hazz i Lou całowali się ale to szczegół i jakiś obcy mi chłopak. Podszedł do nas i przywitał z Zaynem po czym zwrócił się do mnie.
-Hej. Jestem Justin.
-Hej. Lucy.
-Dobra Jus dawaj ten towar. - zawołał Zaza. "JEJ! Są dragi" Ucieszyłam się jak małe dziecko. Podeszliśmy do blatu i oboje z Zazą wciągnęliśmy po kresce. Lubiłam patrzeć jak źrenice Zazy się rozszerzają. Wyszliśmy z kuchni do salonu. Zayn postanowił ze mną zatańczyć. "O ja pierdolę..." Muszę się skupić. Normalnie muszę się skupić na kimś aby słyszeć jego myśli. Teraz słyszę myśli wszystkich dookoła. Za dużo. Dobra już lepiej. Jakoś udaje mi się to blokować. Na szczęście. Zayn złapał mnie w biodrach i zaczęliśmy tańczyć. W pewnym momencie Zayna zawołał Jus i zostałam sama, bo nie pozwolili mi iść ze sobą. Usłyszałam za sobą myśli jakiegoś faceta.
-Ale dupa. Pewnie łatwa. Hehe. Szykuj się maleńka. - Fuck... Podszedł do mnie. Stałam jak debilka ale nie potrafiłam się ruszyć. Złapał mnie w talii. 
-Cześć, skarbie. Co powiesz na małą zabawę.
-Spierdalaj!
-Uuu. Ostra. Lubię takie. - przysunął mnie do swojego ciała. Z okazji mojego niskiego wzrostu czułam jego półtwardego chuja na plecach. 
-Puść mnie! 
-Oj przestań. Trochę się tylko zabawimy. Nic się nie stanie. - przejechał ręką po mojej nodze podciągając lekko sukienkę. W moich oczach pojawiły się łzy. "Zayn! Błagam ratuj!" Może udało mi się mu to przekazać. Dzisiaj trochę próbowałam rozmawiać z nim w myślach. Ten kutas za mocno mnie trzymał. Nie mogłam mu się wyrwać. Obrócił mnie przodem do siebie i przycisnął do ściany. Rozszerzył lekko moje nogi i zaczął dotykać mojej małej. Płakałam. Ten pierdolony chuj mnie zaraz zgwałci. Nagle został ode mnie wręcz oderwany. Opadłam na ziemię i zarejestrowałam, że Zayn okłada po ryju mojego niedoszłego gwałciciela. Po jakichś dwóch minutach Zayn wstał z już nieprzytomnego faceta i podbiegł do mnie.
-Przepraszam cię Lu! Przepraszam. - miał łzy w oczach. Ja nie potrafiłam zareagować. Siedziałam skulona i nie odzywałam się. Wziął mnie na ręce i zaniósł do jakiegoś pokoju. Siedzieli tam też Jus, Lou, Hazz, Liam i Niall. Zaza posadził mnie na łóżku i usiadł obok. 
-Lucy. Błagam. Odezwij się do mnie.
-On mnie...
-Przepraszam. Nigdy więcej cię nie zostawię. Jestem pierdolonym idiotą. - przytulił mnie. Zesztywniałam. Odsunął się.
-Zayn... Przepraszam... Boję się...
-o wszystko moja wina.
-Ale co się stało? - spytali się wszyscy.
-Jakiś pierdolony kutas zaczął dotykać Lucy. Tylko dlatego, że chcieliście obgadać jakieś pierdoły!
-Który? - spytał chłodno Jus. 
-Powinien jeszcze leżeć w salonie.
-Idę pozbyć się śmieci. Chodź ze mną Niall. - wyszli. Trochę się uspokoiłam.
-Jak daleko się posunął? - spytał Zayn.
-Dotykał mnie. Mało brakował a by we mnie... - znowu się rozpłakałam. 
-Ciii. Spokojnie. Już nikt cię nie skrzywdzi. Jus go zaraz wykastruje. Mogę cię przytulić? - kiedy o to spytał po prostu wtuliłam się w niego. On był moją ucieczką od problemów.
***
   Zayn odłożył telefon na szafkę nocną. 
-Możesz mieć pewność, że nigdy więcej nie spotkasz tego kutasa. - pocałował mnie w czoło. - Kocham cię. Błagam nie nienawidź mnie.
-Jak mogłabym nienawidzić mojego chłopaka, który uratował mnie przed gwałtem?
-Mogę cię dotykać? Wiem, że jestem debilem, ale na prawdę muszę wiedzieć.
-Boję się chwilowo. Możemy spróbować, ale nie wiem co z tego wyjdzie. 
-Dzisiaj na pewno nie. Nie będę się zachowywał jak jakiś pedofil. Kocham cię.
-Też cię kocham. Zostaniesz ze mną? - położył się obok mnie i przytulił. Czułam się bezpieczna.
______________________________________________________
   No więc mamy next! <3 Sto lat Weronika! 

piątek, 14 lutego 2014

Rozdział 9


   Kurwa. Telefon. Serio? O 7 rano w sobotę? Puściłem krótką wiązankę pod nosem i wstałem z łóżka po czym opuściłem pokój i odebrałem połączenie.
-Czego? - warknąłem do słuchawki.
-Hej Zaza. - Harry. Po chuj on dzwoni o tej porze? - Musimy jeszcze raz pogadać o tej całej sytuacji. Przyjdziemy do was koło 10.
-Nie rozkazuj mi, Styles. To ja tu jestem szefem. Ale niech ci będzie.
-Jasne. To do 10.
***
-Zaza...
-Tak, Lu?
-O czym on chcą pogadać?
-Dowiesz się. Dla mnie jest to dość... Trudny temat.
Rozległo się pukanie do drzwi.
-Otworzę - powiedziała Lu i zniknęła za rogiem. Wróciła po minucie. Trzymała w swoich drobnych dłoniach kartkę.
-Co to? - spytałem niepewnie. Podała mi. To było zdjęcie. Była na nim kobieta cholernie podobna do Lu. Trzymała na rękach dziecko. Nie byłoby  to dziwna fotografia gdyby nie fakt, że kobieta miała białe skrzydła. Na odwrocie było napisane 'Clara i jej mała Lu - dwa piękne anioły.' -Lucy... 
-Nie wiem o co tu chodzi! - pisnęła płaczliwie. 
-Jesteśmy! - wydarł się Niall. - Co się tu... - bez słowa podałem mu zdjęcie i usiadłem na kanapie sadzając Lu na moich kolanach.
-Zayn. Ja tu nie widzę nic co mogłoby być za tym, że Lu nie jest jedną z nas. - odezwał się Hazz.
-Z was?! - Lu wręcz podskoczyła.
-Lu, kochanie wiem, że prawdopodobnie jesteś już i tak bardzo przerażona ale my...
-Jesteśmy aniołami. I ty najprawdopodobniej też. - dokończył za mnie Lou.
-Anioły nie istnieją... - kiedy to powiedziała poderwałem się do góry biorąc ją jednocześnie na ręce i wyszedłem do ogrodu a za mną cała reszta. Odstawiłem Lucy na ziemię i odsunąłem się kawałek po czym rozłożyłem skrzydła. Miała oczy jak spodki kiedy podszedłem do nie i przytuliłem. Dotknęła z niedowierzaniem czarnych piór.
-Istniejemy Lu.
-Przepraszam. - słyszałem skruchę w jej głosie.
-Nie masz za co. Ale teraz ta trudniejsza część. Musisz rozłożyć swoje.
-Skrzydła? Przecież ja nie...
-Wszystko wskazuje na to, że jesteś aniołem. Postaraj się. To powinno ci przyjść naturalnie. Pocałowałem ją w czoło. Minęło kilka sekund. Nic.
-Nie potrafię. - była przestraszona.
-Zamknij oczy. Wyobraź sobie, że już je masz. Rozłóż je. - odsunąłem się. Minęły dosłownie 3 sekundy. Udało jej się! Ale... Co do chuja?! Ona ma szare skrzydła!
-Jak to możliwe? Liam ty wiesz.
-Joseph jest czarnym aniołem a Clara białym. Lu jest mieszanką. Z tego co wiem Lu może zostać 'bezstronna' lub wybrać jedną ze stron. Tylko pamiętaj, że jeśli wybierze białe anioły będziesz musiał ją zabić. - ostatnie słowo wypowiedział niemo. 
-Nie chcę wybierać.
-Twoja wola. Na zmianę zdania masz czas do osiemnastych urodzin. 
-Dobra na dzisiaj wystarczy. Dla Lu to trochę za dużo. - na moje słowa chłopacy powiedzieli krótkie 'pa' i wyszli. Złożyłem skrzydła Lu tak samo i weszliśmy do domu.

 ______________________________________________________
(LUCY)
Czyli... Jestem aniołem... To jest dziwne. Moja matka. Wróć. Kobieta z którą mieszkałam... Ciekawe czy wiedziała... A z resztą! Teraz liczy się Zaza. Boję się wybrać. Wątpię, że jeśli wybiorę białe anioły to Zayn mnie w najlepszym przypadku zostawi. Kocham go. Jeśli wybiorę to raczej stronę czarnych aniołów. Zaza podszedł do mnie i złapał za biodra. Podniósł mnie i zaczął całować.
-Zayn. Przestań.
-Przepraszam... - odstawił mnie i poszedł do kuchni. Poszłam za nim. Palił papierosa.
-Zaza... Nie bądź zły. Proszę. - podeszłam do niego i przytuliłam się. Kurwa. Zachowuję się jak małe dziecko.
-Nie jestem zły. Chodźmy spać.
-Dobrze...
***
   Znowu śniła mi się matka. Chciała się spotkać. Nie. To zły pomysł. Zayn wyszedł. Ubrałam się i postanowiłam iść do ojca. Musi mi to wyjaśnić. Jak on mógł mnie okłamywać przez tyle czasu? No dobra, może i nie było go w moim życiu, ale wolałaby dowiedzieć się takich rzeczy od niego...
***
-Cześć Lucy.
-Dlaczego mi o niczym nie powiedziałeś!?
-O czym?
-Nie rób ze mnie idiotki. O tym, że ja, ty i wielu innych jest aniołami!!!
-Czyli się dowiedziałaś... Pozwól mi wyjaśnić.
-Pokaż skrzydła... - bąknęłam. Rozwinął czarne skrzydła. Czyli to na prawdę dlatego jestem szarym aniołem... 
-Przepraszam cię. Nie chciałem ci spierdolić dzieciństwa, Lu. - rozłożyłam skrzydła.
-Nie wyszło ci. Moja niby matka miała na mnie wyjebane i musiałam radzić sobie sama. A teraz mam 2 miesiące na wybór jednej ze stron! 
-Byłem głupi a raczej zakochany. Jesteś owocem zakazanej miłość i razem z Clarą doszliśmy do wniosku, że lepiej będzie jeśli zaopiekuje się tobą Casandra. 
-Rozumiem... Może nie do końca ale szanuję waszą decyzję. - przytuliłam się do ojca. - Co mam wybrać?
-Jako czarny anioł chciałbym, abyś wybrała naszą stronę. Clara też uważa to za słuszne. Poza tym Zayn byłby również szczęśliwy. Musisz sama podjąć decyzję.
-Czemu Clara chcę abym wybrała waszą stronę? 
-Co? Nic nie mówiłem... Myślałem o tym ale nie mówiłem... Czy ona czyta mi w myślach?
-Chyba tak, tato...
-Gratulację. - uścisnął mnie. To było takie nowe. Ojciec przytulający mnie.
-Ja już pójdę... Zayn nie wie, że wyszłam...
-Boisz się go?
-Nie... - może trochę.
-Jeśli by ci coś zrobił to nie ręczę za siebie, córciu.
***
-Gdzie byłaś? - jest wkurwiony...
-U ojca.
-Nie mogłaś zadzwonić i mi powiedzieć?!
-Przepraszam. - zaczęłam się cofać. Kiedy to zobaczył zaczął się uspokajać.
-Przepraszam, Lu. Nie bój się mnie. Błagam. - widziałam smutek w jego oczach. - Chciałem z tobą porozmawiać.
-Jeśli na temat tego jaką stronę wybiorę to na razie nie chcę o tym myśleć. Mam jeszcze 2 miesiące.
-Aha... Dobrze. - podszedł do mnie i delikatnie pocałował. Kiedy odwzajemniłam pocałunek mruknął zadowolony. Złapał mnie w biodrach i podniósł a ja instynktownie owinęłam go nogami. 
-Kocham cię, Lucy. - powiedział między pocałunkami. 
-Kocham cię, Zayn. 
 Wpił się we mnie intensywniej i przyparł do ściany. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi...

poniedziałek, 10 lutego 2014

Rozdział 8

   Wbiegłem na dach wieżowca. Zamarłem. Lu zbliżała się do krawędzi.
-Lu! Stój! - odwróciła się do mnie i uśmiechnęła. Zbliżyłem się do niej. Skoczyła. Nie zdążyłem jej złapać. Rozłożyłem swoje kruczo czarne skrzydła i poleciałem w dół. Lucy była kilka metrów od ziemi. Przyspieszyłem. Kurwa! Nie zdążę. Ja pierdolę! Cholernie się zdziwiłem kiedy tuż nad ziemią rozłożyła piękne białe skrzydła. Podleciała do góry i skierowała się na szczyt wieżowca obok. Poleciałem za nią. Spotkała się z jakąś kobietą. Były do siebie bardzo podobne. Ona również miała skrzydła. Rozmawiały. Zacząłem nasłuchiwać.
-Co się dzieje?! Dlaczego mam skrzydła? Kim jesteś? - słychać było, że jest przerażona.
-Jestem aniołem. Tak jak ty i twój chłopak, córeczko. - kobieta wydawała się spokojna. Wait a second! Czy ona powiedziała do niej 'córeczko' ?! Co tu się kurwa dzieje?!
***
-Zaza! Obudź się! - krzyknęła zdenerwowana Lu.
-Co?
-Czemu krzyczałeś?
-Zły sen. Śniło ci się coś? - opowiedziała mi swój sen. Był dokładnie taki sam jak mój. Tylko z jej perspektywy.  - Dobra, Lu. Ja idę na dół. Będziesz jeszcze spać?
-Trochę - posłała mi uśmiech.
 ______________________________________________________
(LUCY)
   Zayn wyszedł. Zastanawiał mnie bardzo mój sen.  TO NIE MOGŁA BYĆ MOJA MATKA. Moja matka wyrzuciła mnie z domu i mieszka kilka przecznic dalej. To było bez sensu. Wstałam i poszłam się ubrać oraz umalować. Po 20 minutach zeszłam do kuchni. Zaza krążył po niej i rozmawiał przez telefon. Był w samych bokserkach. Postanowiłam mu nie przeszkadzać i napawałam się pięknym widokiem. Po około dwóch minutach skończył rozmowę i podszedł do mnie. Pocałował czule moje czoło i przytulił. 
-Będę musiał wyjść, skarbie.
-Dokąd?
-Muszę się spotkać z chłopakami.
-Rozumiem. Za ile wrócisz?
-Powinienem być za 2 godziny.
-Ok.
***
   Siedzę już dobrą godzinę i nic nie robię. Usłyszałam pukanie do drzwi i poszłam sprawdzić kto to. Nikogo nie zastałam. Na ziemi leżała kartka i białe oraz czarne pióro. Podniosłam znaleziska. Poszłam do ogrodu, po czym odpaliłam papierosa i rozłożyłam kartkę. ''Czasami w snach jest więcej prawdy niż w prawdziwym życiu." Spojrzałam na pióra. Nie mogły należeć do ptaków. Były za duże.Czy one należały do.... Nie. Niemożliwe. Anioły nie istnieją debilko! Weszłam do domu i schowałam kartkę i pióra w szufladzie komody. Chciałam się uspokoić ale nie potrafiłam. Bałam się tego. Bałam się, że to jakimś cudem może być prawdą. W tym momencie do domu wszedł Zaza. Od razu widziałam, że jest wkurwiony.
-Hej, Zaza. - powiedziałam niepewnie. Bałam się go.
-Cześć - bardziej warknął niż powiedział i usiadł obok mnie.
-Coś się stało?
-Nic.
-Ok. Ja idę na górę. - skinął głową. Poszłam do pokoju i usiadłam na łóżku. Po prostu nie chciałam z nim siedzieć. Był nieobliczalny w trakcie furii. Moje rozmyślania przerwał nie kto inny jak Zayn. Stanął przede mną. W ręku trzymał. O kurwa.... Trzymał kartkę i pióra.
-Co to kurwa jest?! - wydarł się na mnie. Skuliłam się.
-Sama nie wiem. Znalazłam to dzisiaj.
-I nie byłaś łaskawa powiedzieć?! Martwię się o ciebie kurwa!
-Ale czemu? To tylko głupia kartka i pióra.
-Bo to może znaczyć coś więcej niż myślisz! - zmusił mnie żebym wstała i mocno złapał za ramiona. Bolało.
-Zayn... To boli... - puścił mnie. Wykorzystałam jego chwilowe zdezorientowanie i uciekłam do łazienki. Zamknęłam ją na klucz i usiadłam skulona w rogu. Na prawdę się go bałam. Chwyciłam kosmetyczkę i wyjęłam moje rozwiązanie problemów. Przystawiłam żyletkę do nadgarstka.
-Lu! Otwieraj! - krzyknął.
-Spierdalaj! Jesteś nienormalny! - wydarłam się histerycznie.
-Błagam otwórz. - słyszałam w jego głosie skruchę.
-Po co? Żebyś mnie uderzył?
-Nie. Otwórz bo wyważę te drzwi. - zagroził.
-Pierdolenie o szopenie. - przejechałam ostrym metalem po skórze. Poleciała cienka stróżka krwi. W tym momencie Zayn wyłamał drzwi z zawiasów. W ciągu kilku sekund był przy mnie i zabrał żyletkę.
-Miałaś tego nie robić.
-Miałeś nie być chujem? - podniósł mnie. Przygotowałam się  na cios. Nie nastąpił. Byłam oszołomiona. Nie był już taki wściekły. W jego oczach był strach, zdenerwowanie, poczucie winy. - Czemu byłeś wściekły?
-Ten list znaczy więcej niż myślisz.
-Ale czemu byłeś agresywny?
-Nie wiem. Przepraszam. Błagam nie nienawidź mnie. - przytulił mnie. Nie potrafiłabym nienawidzić chłopaka, którego kocham na zabój. Wtuliłam się w niego. Po chwili 'odkleił' mnie od siebie i spojrzał na nadgarstek. Wyjął z apteczki mały bandaż i opatrzył ranę, którą sama sobie zrobiłam. -Kocham cię Lu.
-Ja ciebie też kocham Zaza. Powiesz mi dokładnie o co chodzi?
-Może później.  - wziął mnie na ręce i zaniósł do ogrodu. - Postanowiłem nawiązać tą pieprzoną współpracę z twoim ojcem. Tylko po to żeby nic ci nie zagrażało.
-Rozumiem. - Zayn wyjął telefon i napisał jak mi się zdawało do mojego rodziciela o tym co postanowił po czym schował urządzenie z powrotem do kieszeni.
-Jedziemy nad jezioro?
-Idealny pomysł - uśmiechnęłam się. Poszłam do łazienki gdzie ubrałam strój i zeszłam z powrotem na dół. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy.
 ______________________________________________________
(ZAYN)
   Dotarliśmy. Lu rozebrała się i wbiegła do wody jak małe dziecko. Uwielbiam patrzeć jak zachowuje się tak dziecinnie. To urocze. Dołączyłem do niej. Nie zauważyła mnie więc zanurkowałem i podpłynąłem do Lucy. Wciągnąłem ją pod wodę, po czym odwróciłem w moją stronę i złączyłem nasze usta w pocałunku. Przez chwilę była była oszołomiona ale oddała pocałunek. Wynurzyliśmy się. Ochlapała mnie po czym odpłynęła. "A więc tak chce się pani bawić, panno Black." Dogoniłem ją i wyniosłem z wody. Przyparłem Lu do pobliskiego drzewa i zacząłem namiętnie całować. Spojrzałem na nią a ona skinęła głową. Pozbawiłem Lucy kostiumu po czym nie przestając całować wszedłem w nią.
***
-Jesteś najlepsza. - powiedziałem kiedy leżeliśmy na piasku. Chciałbym, żeby zawsze było tak beztrosko i łatwo. Niestety. Będę musiał jej wyjaśnić kilka spraw. Jutro to zrobię.
-Dziękuję. - pocałowała mnie w policzek.
-Zbierajmy się.
-Ok. - wstała i poszła w stronę samochodu. Dogoniłem ją.
-Co mi tak uciekasz, kochanie? - wziąłem ją na ręce.
-Tak sobie. - uśmiechnęła się. Pojechaliśmy do domu. Położyłem Lu spać. Była zmęczona. Sam zszedłem do salonu. Musiałem przemyśleć jak mam jej powiedzieć o tym wszystkim.
 ______________________________________________________
A oto i 8 rozdział :) Piszcie jak się wam podobał. Buziaczki :*

wtorek, 4 lutego 2014

Rozdział 7

Co z tego, że napiszę, że rozdział  +18 i tak to przeczytacie zboczuszki XD :*
 -Oddaj mi się. - Powiedział z chrypką w głosie i pożądaniem w oczach. Trochę mnie zszokował tymi słowami. Chciałam tego. Bałam się ale chciałam to zrobić. - Jeśli nie chcesz nie nalegam. - odsunął się kawałek.
-Zayn....
-Rozumiem...
-Chcę tego. Chcę ci się oddać. - kiedy to powiedziałam przywarł do mnie całym ciałem. Złączył nasze usta w namiętnym pocałunku.
-Kocham cię. - powiedział między pocałunkami. Zdjął ze mnie koszulkę. Nie pozostałam mu dłużna. Po chwili jego górna część garderoby również znajdowała się na podłodze. Przenieśliśmy się do sypialni. Zayn delikatnie ułożył mnie na łóżku wciąż całując. Zaczął schodzić coraz niżej. Zębami odpiął guzik moich szortów, po czym zdjął je ze mnie. Leżałam przed nim w samej bieliźnie. Przejechał dłonią po mojej małej. Cicho jęknęłam. Odpiął mój stanik po czym rzucił w kąt pokoju. Instynktownie się zasłoniłam. - Zabierz ręce. Jesteś piękna. - Posłuchałam go. Spojrzał no to czym mnie natura obdarowała a ja spłonęłam rumieńcem. Po chwili pozbył się dolnej części mojej bielizny. Znów złączył nasze usta. Palcami drażnił moje sutki. Schodził coraz niżej. Poczułam jego oddech przy mojej małej. Wsunął we mnie jeden palec drażniąc moją łechtaczkę. Krótko potem dołączył drugi palec. Jeszcze chwilę nimi we mnie poruszał po czym wyjął je ze mnie.
-Jesteś pewna, że tego chcesz? - w odpowiedzi pokiwałam twierdząco głową. Zdjął z siebie spodnie wraz z bokserkami ukazując swojego "przyjaciela". To, że był duży to spore niedopowiedzenie. Pocałował mnie namiętne co odwzajemniłam pogłębiając pocałunek. Poczułam główkę jego "przyjaciela" przy mojej kobiecości. Jeszcze raz spojrzał na mnie szukając pozwolenia w mojej twarzy. Uśmiechnęłam się do niego lekko. Wszedł we mnie powoli. Bolało ale nie tak bardzo jak myślałam. Znieruchomiał pozwalając przyzwyczaić się do jego wielkości. Powoli poruszył się we mnie. Zabolało. Chyba zauważył, bo znów znieruchomiał.
Przepraszam - powiedział z poczuciem winy. Miałam wrażenie, że nie przeprasza tylko za ból który mi sprawiał w tym momencie ale za wszystkie nieciekawe sytuacje, które miały miejsce od początku naszej znajomości. Uśmiechnęłam się lekko. 
-To nie twoja wina. Kontynuuj.
-Kocham cię. - po tych słowach zaczął się we mnie płynnie poruszać. Chwilę później ból i uczucie dyskomfortu ustąpiły miejsca przyjemności. Ruchy Zazy były coraz szybsze i bardziej niedbałe. Jeszcze jedno pchnięcie i fala orgazmu zalała moje ciało. Po chwili Zayn wyszedł ze mnie a biała ciecz trysnęła na mój brzuch. Chłopak opadł na łóżko i wtulił mnie w swoje ciało.
-Dziękuję ci. Kocham cię. - powiedział gdy już udało mu się unormować oddech.
-Nie musisz dziękować. Też cię kocham. - powiedziałam po czym ziewnęłam.
-Połóż się spać. Jesteś zmęczona.
-Nie zostaniesz ze mną?
-A chcesz, żebym został?
-Tak - powiedziałam wtulając się w jego tors.
-Więc zostanę. - pocałował mnie w czoło.
______________________________________________________
(ZAYN)
     Kiedy Lucy usnęła, zszedłem na dół. Byłem szczęśliwy, że się zgodziła. Byłem jej wdzięczny. Spojrzałem na zegar. Była 23:17. Nie miałem nic do roboty. Otworzyłem szufladę w której trzymałem prochy. "Nie powinieneś tego robić, Malik." Tęsknię za tym uczuciem. Od kiedy pojawiła się w moim życiu Lu staram się nie ćpać, ale jeden raz mi nie zaszkodzi.Wyjąłem z szuflady paczuszkę z białym proszkiem, po czym wysypałem go na blat tworząc kreskę. Wciągnąłem go na raz. Ach to boskie uczucie. Wróciłem do sypialni. Myślałem, że Lu śpi. Zamarłem. Siedziała na łóżku i przyglądała się mojej osobie. 
-Miałeś zostać. - powiedziała z takim wyrzutem jak małe dziecko, któremu się coś obiecało i nie dotrzymano tej obietnicy.
-Byłem tylko w kuchni, kochanie.
-Czemu nie patrzysz na mnie? - powiedziała lekko przestraszona. - Zrobiłam coś nie tak?
-Nie, nie zrobiłaś. Idź spać.
-Spójrz mi w oczy. - rozkazała. Dobra. Co ma być to będzie. Spojrzałem w jej oczy. - Brałeś.
-Przepraszam...
-Za co? Dobrze wiesz, że nie mam nic przeciwko. Kocham cię. Położysz się teraz?
-Tak. - Położyłem się z nią.Tej nocy miałem dziwne sny.

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział 6

 ______________________________________________________
(ZAYN)
   *2 dni później*
   -Czyli wszystko jasne. Liam i Harry zabiera ze sobą 10 ludzi i oczyszczają teren. Lou idzie ze mną a Liam zostaje w samochodzie. Lou, my idziemy znaleźć Lucy i zabijamy Josepha i zabieramy ją.
-Dobra, Zaza uspokój się. Nie możesz iść taki wkurwiony. - Zaraz rozjebie łeb Stylesowi.
-Zamknij się! - wrzasnąłem i przywaliłem w ścianę. Tynk się posypał. Ups... - Jedziemy jutro rano.
______________________________________________________
(LUCY)
   Siedzę tu pierdolone 2 dni! Nie biją mnie ani nic. Ale to jest tragedia! Siedzę tu z pierdoloną bandą mojego popierdolonego ojca! Czemu Zayn nie powiedział mi nic o tym, że jest w mafii? Ciekawe czy po mnie przyjdzie. Pewnie nie... Bo po co? Ja nie jestem tego warta. Moje rozmyślania przerwał ojciec.
-Nad czym myślisz?
-A co cie to?
-Grzeczniej.
-Czego ty ode mnie kurwa wymagasz? Przetrzymujesz mnie tu wbrew mojej woli!
-Dla twojego dobra.
-Dla mojego dobra mógłbyś zniknąć. - burknęłam.
-Przestań. Chciałem pogadać. 
-O czym?
-Myślałem o tym wszystkim. Co powiesz gdybym spróbował się dogadać z ich mafią. Moglibyśmy współpracować.
-Nie zdążysz porozmawiać. On cię zabije zanim się odezwiesz kiedy tu przyjdzie.
-Dlatego pojedziemy tam teraz. Razem.
-Co?!
-Tak. Zrobisz to dla mnie?
-Ty coś planujesz! Chcesz go zabić przyznaj się!!!
-Nie, córeczko. Tak wiem, że nie było mnie przy tobie przez całe twoje życie ale błagam, zaufaj mi ten jeden raz.
-Dobrze - co ty robisz debilko?! On na pewno coś planuje.
Wyszliśmy z "domu" i wsiedliśmy do czarnego BWM. Zdziwiło mnie, że jechaliśmy tylko ja, ojciec, Andrew i Conor. Mijaliśmy kolejne uliczki. W końcu zatrzymaliśmy się pod domem Zayna. W sumie to moim i Zayna. Wysiadłam jako pierwsza i od razu pobiegłam do domu. Wbiegłam do środka po czym znalazłam się w salonie. Siedział tam Zayn i czterech innych chłopaków. Wszyscy skierowali wzrok na mnie. Rzuciłam się w ramiona Zazy.
-Lucy! Jak ty się tu znalazłaś?! - powiedział przytulając mnie czule.
-Nie jestem sama. - spojrzałam mu w oczy.
-Witaj Zaynie Maliku. - przerwał mój ojciec. Zayn momentalnie schował mnie za swoimi plecami i zaczął mierzyć do Josepha z broni. -Chciałem porozmawiać. - kontynuował.
-Chyba cię pojebało człowieku?! Chcesz rozmawiać po tym jak porwałeś moją dziewczynę?!
-To moja córka. I tak, chcę porozmawiać. 
-Córka?! - wydarł się Zayn i czterej chłopacy których nie znałam.
-Czy nie chciałbyś może nawiązać współpracy?
-Co kurwa? Człowieku czy ty siebie słyszysz? Porwałeś ją a teraz przychodzisz tu i chcesz zawierać umowy.
-Zastanów się Zayn. Jeśli zaczniemy współpracować dla wszystkich wyjdzie to na dobre. 
-Oczekujesz, że od razu się zgodzę?
-Nie. Daję ci tydzień na przemyślenie. Lucy zostawiam z tobą.
*3 godziny później*
   Siedziałam w salonie z Zaynem, Harrym, Liamem, Lou i Niallem. Zaza nie mógł się mną nacieszyć i cały czas przytulał mnie i całował.
-Jeny Zaza przystopuj! Przecież już nikt ci jej nie zabierze. - Zaśmiał się Lou.
-Stul pysk! Jakby ci ktoś Harrego zabrał też byś tak miał!
-Co? - spytałam zdziwiona.
-Um.... Bo wiesz Lou i ja jesteśmy razem. - powiedział Hazz.
-Awww To słodkie. 
-Dzięki, kotku! - zaśmiał się Hazz.
-Hamuj się Styles! - zażartował Zaza. -Lucy wiesz jak bardzo cię kocham?
-Domyślam się kochanie. 
Pocałował mnie namiętnie. Chłopcy zaczęli gwizdać. Mieli bekę. Zaczął zjeżdżać rękoma w dół moich pleców. Ścisnął moje pośladki przez co cicho jęknęłam.
-Ej stary! Ja nic nie mam do pornoli na żywo ale może przystopuj! - powiedział rozbawiony Harry. Zayn pokazał mu środkowy palec ale zakończył pocałunek. 
-A zmieniając temat to dlaczego nie powiedziałeś, że należysz a nawet jesteś szefem mafii?
-Bo nie chciałem cię odstraszyć, kochanie.
-Rozumiem. Ale Zayn... Ja nie chcę powtórki z rozrywki...
-Przysięgam ci, że nigdy cię nie opuszczę. Nawet po śmierci. 
-Uznajmy, że ci bezgranicznie wierzę ty mój Bad Boyu.
-To my już pójdziemy Zaza. - powiedział Liam wstając z kanapy. 
-Pa. I następnym razem przyjeżdżajcie szybciej. 
-Nie dramatyzuj.
Kiedy wyszli Zayn podszedł do mnie i zaczął całować. Przyparł mnie do ściany. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Zaza podniósł mnie a ja oplotłam do nogami. 
-Oddaj mi się. - powiedział z chrypką w głosie i pożądaniem w oczach.
______________________________________________________
No i mamy next kochani! Jak sądzicie. Lucy się zgodzi?