Podniósł mnie na ręce i zaniósł do kuchni. Posadził mnie na blacie.
-Jeszcze raz cię przepraszam.
-Nie przepraszaj mnie. Przeproś ją. - wskazałam na brzuch.
-Przepraszam, Amy.
-Amy?
-Tak wymyśliłem. Ładne imię?
-Śliczne. - Zayn położył rękę na moim brzuchu. Jego reakcja była identyczna jak Harrego.
-Lucy... Ona...
-Pokazuje ci coś?
-Tak... Dwie dziewczynki niemowlaki. Jedna bardzo niewyraźna.
-Darcy... - wymsknęło mi się.
-Darcy?
-Amy mi to tak jakby "powiedziała".
-Przepraszam was wszystkie trzy. - Pocałował mój brzuch.
*3 miesiące później*
Obudził mnie nagły, bolesny skurcz. Krzyknęłam mimowolnie. Zayn zerwał się z łóżka.
-Co jest? - spytał zamulony.
-Nic nic. Tylko kurwa rodzę. Idź sobie dalej spać.
-Harry! Chodź tu kurwa! - wydarł się.
-Co jest?
-Dzwoń po pogotowie! Lu rodzi!
-Aha. Wait a second. Lu rodzi?!
-Nie kurwa. Śpiewa wiesz?
-Dobra już dzwonię.
***
-Widzę główkę! - krzyknął lekarz. - Jeszcze chwilę. Dasz radę Lucy! - Zayn siedział obok mnie i trzymał moją rękę. Wróć. Ja odcinałam dopływ krwi do jego dłoni. Z kolejnym skurczem znów zaczęłam przeć.
-Dobrze. Jeszcze raz. - Wykonałam polecenie lekarza.
-Chcesz przeciąć pępowinę, Zayn? - zwrócił się do Zazy. Ten tylko skinął głową i podszedł do lekarza trzymającego Amy. Chyba nigdy ręce mu się tak nie trzęsły. Przeciął pępowinę po czym lekarz podał Am pielęgniarce.
*3 dni później*
______________________________________________________
______________________________________________________
(ZAYN)
Może i Lucy była szczęśliwa, że Am jest zdrowa. Może i cieszyła się, że "zaakceptowałem" dziecko. Ale ja wciąż nie chcę dziecka. Nie teraz. Może kiedyś. Dobrze, że chociaż jest jedno a nie dwoje. Z tymi myślami wszedłem do sali gdzie spała Lu. Na drugim końcu pomieszczenia stało łóżeczko w którym drzemała Am. Czy jestem w stanie skrzywdzić tak niewinną istotkę? Spojrzałem na nią. Mała, śpiąca, nie rozumiejąca świata... Moja cała nienawiść poszła się jebać. Dotknąłem jej policzka. Słodko zmarszczyła nosek. Otworzyła oczy i popatrzyła na mnie.
-Chcesz mieć takiego ojca, maleńka? Potwora? Mordercę? Anioła śmierci? - mówiłem do niej. Nie wiem po co. Może liczyłem, że mi odpowie? wyciągnęła w moją stronę swoją maleńką rączkę. Instynktownie ją złapałem. Znowu obrazy przed oczami tak jak w tedy, kiedy dotykałem brzucha Lu. Pokazała mi mnie, Lu i siebie oraz niewyraźną postać drugiej dziewczynki. Dzieci wyglądały na jakieś pięć może sześć lat.
-Tak wyobrażasz sobie nas? - w odpowiedzi ale mogło mi się to tylko zdawać ścisnęła lekko moją rękę (a raczej bardzo małą jej część) Patrząc tak na nią doszedłem do wniosku, że warto walczyć. I to dosłownie. Anioły bowiem nie mogą mieć wspólnych dzieci. Dlatego ścigają Clarę. Tylko, że u mnie i Lu sytuacja wygląda inaczej. Clara i Joseph są Białym Aniołem i Czarnym Aniołem. Ja i Lu oboje jesteśmy Czarnymi Aniołami. Clarę ścigają za "uwiedzenie" Josepha. Nam będą chcieli odebrać Am i ją zabić. Jest to bowiem niebezpieczne. Kiedy dwoje aniołów jednego "gatunku" mają razem dziecko i każdy z rodziców ma moc dziecko najczęściej przejmuje te zdolność i czasami wykształca jeszcze swoją zdolność. Czyli ma większą moc niż rada. Dzieci takie zabijają. Nie chcą bowiem zagrożenia jakim jest taka moc. Ale ja nie pozwolę zabrać Am ani Lu. Obie będę chronił. Zawsze. Na zawsze.
! *O* ---> wyraża więcej niż tysiąc słów ♥
OdpowiedzUsuńNareszcie się pojawił, ale jaki zajebisty! :3
Czekam na kolejny :D
nawet spoko, ale mam kilka zastrzeżeń. masz mało opisów i dużo się dzieje a co za dużo to nie zdrowo c;
OdpowiedzUsuńDziękuję za radę :) Wiem, że dzieje się za dużo ale teraz postaram się zwolnić :)
Usuń